Kolonia: 5 Jarmarków świątecznych, na których poczujesz prawdziwą magię Świąt!

Jarmarki świąteczne w Niemczech cieszą się ogromną popularnością. Gdy rozpoczyna się Adwent, Niemcy - bez względu na pogodę - wychodzą ze swoich domów, żeby spotkać się ze znajomymi na jarmarku, napić grzanego wina i zjeść wurst. A tam unosi się przepiękny zapach świątecznych przypraw, migoczą kolorowe światełka, a w tle wybrzmiewają świąteczne melodie. Co jak co, ale stworzyć magiczną atmosferę, to oni potrafią!

Który jarmark świąteczny w Niemczech wybrać?

Och, decyzja była szalenie prosta! W pewien sierpniowy wieczór dostałam ataku paniki, że lada moment czekają mnie wakacje w Norwegii, ale później nie mam już zaplanowanego żadnego wyjazdu (wtedy nie wiedziałam jeszcze, że czeka mnie chociażby safari w Kenii). Atak histerii przypadł na dzień promocji Ryanair, więc wybór był trochę przypadkowy. Chodziło o to, żeby nie trzeba było brać urlopu (lot piątek wieczorem - niedziela wieczorem), a można było ciekawie spędzić weekend. Poza tym, po bardzo udanej majówce w Kolonii, postanowiliśmy po raz kolejny skorzystać z zaproszenia Magdy i Bernarda i wpaść z krótkimi odwiedzinami.

Gdyby nie powyższe czynniki, kierowałabym się generalnie dwoma: tanimi biletami i wyjazdem około - weekendowym. Jarmarki w Niemczech chyba wszystkie są super urocze i klimatyczne, więc większej filozofii w wyborze chyba nie trzeba szukać ;)


Jarmarki świąteczne w Kolonii 

W samym mieście jarmarków jest pięć. To znaczy na specjalnej świątecznej mapie jest pięć, a tak naprawę trafiliśmy i na szósty. Ale po kolei. Ten najbardziej znany to oczywiście jarmark przy samej Katedrze, Weinahtsmarkt am Kólner Dom. Dotarliśmy do niego dopiero w sobotę w nocy, kiedy tak naprawę był już nieczynny (więc raczej opustoszały), ale wciąż oświetlony. Popijając ostatnie łyki grzanego wina, zachwycałam się tym świątecznym widokiem.


Następnego dnia, gdy o poranku spacerowaliśmy w płatkach prószącego śniegu, a następnie mokrej mżawki, nie budził już takiego zachwytu - tłum stawał się coraz bardziej uciążliwy, a deficyt Gluck Spritz'u skutecznie i szybko przekonał nas do spaceru gdzie indziej. 


Najbardziej klimatyczny był dla mnie jarmark "Nikolausdorf" na Rudolfplaz, czyli "Wioska świętego Mikołaja". Malutki, bardzo ciasny, ale wypełniony słodyczą niemal po szczyt wielkich wieży. No tak, ta brama przypomina nieco Torres Serranos w Walencji, ale to nie to sprawiło, że tak bardzo mi się tam spodobało. Bardziej chodziło o tego czarującego wokalistę, który na malutkiej scenie śpiewał znane wszystkim świąteczne hity i klasyki... Boba Marleya. Grzane wino smakowało najwyborniej. Po prostu czułam się jak w bajce. 


A po drugiej stronie ulicy, w tęczowej budce DJ zabawiał ludzi w rytmie techno. To tam znajduje się mały "jarmark" LGBT, który z jarmarkiem niewiele miał wspólnego, ale jest tętniącą życiem, kolorową,  uliczną imprezownią.

Równie pięknie, choć już nie tak kameralnie, prezentuje się "Heimat der Heinzel" na Heumarkt, co tłumaczyć należy jako "Dom Elfów". Och, musi być ich całkiem sporo, bo sam jarmark mieści się na Heumarkt i rozciąga aż do Alter Markt. Jedliśmy tu przepyszne prażone migdały w amaretto, piliśmy oczywiście gluchwein, a w porze kolacji weinahtsbratwurst, czyli absolutnie przepyszną białą, grillowaną kiełbasę w bułce. To w tym miejscu łyżwiarze śmigają na lodowisku, a dzieciaki mogą zobaczyć jarmark ze szczytu diabelskiego młyna. 



"Markt der Engel" na Neumarkt oczarował mnie swoją... Lekkością! Mimo ogromnych tłumów, które w sobotni wieczór i niedzielne południe spacerowały po jarmarku, gdy popatrzyło się w górę, całe niebo spowite było błyszczącymi gwiazdkami <3 Do tego bajkowa karuzela, kasztany, no i - oczywiście - grzaniec. Ach i te migdały w amaretto, bo bardzo, bardzo nam zasmakowały!


Pro tip: przy Neumarkt jest najlepiej zaopatrzony TK MAXX w którym byłam, a do tego niedawno otworzyli w sąsiedztwie Primark. Wiecie, że zakupy za granicą to moje małe hobby, więc i tym razem w planie przewidziane były 2h na mały szoping :D

I na koniec Hafen-weinahtsmarkt, czyli mały, alternatywny jarmark portowy, tuż nad Renem, przy muzeum czekolady. Tutaj niespecjalnie dało się odczuć świąteczną atmosferę, ale zrzucam to na karb załamania pogody, braku światełek i głodu, którego nie chciałam zaspokajać rybą.


Byłam też na jarmarku adwentowym w Wiedniu. Zobacz zdjęcia!

W przerwie między grzanym winem, a grzanym winem, czas na dobry jazz!

W świątecznym przewodniku miasta Kolonia zaznaczyłam sobie stronę z koncertami, które odbywać się miały w pierwszy weekend grudnia. Choć głównie zapraszali do słuchania chórów i muzyki organowej, znalazłam coś, co szalenie mi się spodobało. W sobotę, po całym dniu chodzenia, postanowiliśmy odpocząć w niemożliwie klimatycznym miejscu i nie myślę tu o klimacie nadchodzących Świąt. Jeśli będziecie kiedyś w Kolonii, koniecznie wybierzcie się do Papa Joe's przy ulicy Buttermarkt. Na takie koncerty mogłabym chodzić co weekend!


Choć był to wyjazd bardzo krótki, czułam, jakby czas na chwilę się zatrzymał. Wszystko wkoło było tak bardzo bajkowe i pyszne, że niewiele brakowało, żeby zza któregoś rogu, faktyczne wyskoczył mały, najprawdziwszy elf ;) Tak, uwielbiam jarmarki świąteczne, bo przez chwilę znów mogę poczuć się jak dziecko, które czeka na spotkanie ze świętym Mikołajem <3


A Wy lubicie świąteczne jarmarki? Planujecie odwiedzić jakiś w tym roku?
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz