Zakupy za granicą - oszczędność, czy wymysł dla bogatych?

Dla jednych chodzenie na zakupy to męczarnia, dla innych ulubiony sposób spędzania wolnego czasu. Ja najbardziej lubię robić je przy okazji. Spaceru? Nie. Spotkania z przyjaciółką? Nie, przy okazji wyjazdów za granicę. Okazyjne ceny, dobra jakość i różnorodność na sklepowych półkach czy bazarowych straganach, sprawiają, że chętnie rezygnuję z polskich sklepów i na zakupy wybieram się za granicę.  To się po prostu opłaca.

Zdjęcie w kryształowej szpilce? Tak, szczyt obciachu, nie mogłam sobie odmówić :D

 

Praktyczne zakupy to najlepsza pamiątka

Gdziekolwiek jadę, lubię kupić na miejscu coś, co po powrocie będzie przypominało mi o danym miejscu. O ile magnesy na lodówkę wywołują na mej twarzy uśmiech przy każdym posiłku jedzonym w domowej kuchni, to jednak ograniczają przywoływanie wspomnień tylko do niej. Zdjęcia wiszą na ścianach, lub są pochowane w komputerowych folderach, pamiątki leżą na półkach. Ale wiecie co? Można przecież kawałki podróży nosić zawsze ze sobą. Albo nawet na sobie.

Zrobiłam sobie kiedyś zdjęcie, bo zauważyłam, że każda część mojej garderoby była przywieziona właśnie jako pamiątka. Za każdym razem, gdy spoglądam na zegarek, przypomina mi się Dubaj, gdy wkładam jesienny płaszcz - myślę o Hiszpanii, a skórzany plecak (który wciąż "pachnie wielbłądem") zawsze będzie przypominał mi ogrom barwnych przygód z Maroko i beznadziejnie zakończone negocjacje Johannesa w Marrakeszu. A gdy jadę w zimie miejskim autobusem, siedząc owinięta szalikiem z Omanu, zamiast płakać nad szarugą i pluchą, uśmiecham się na wspomnienie pływania z delfinami. Otaczanie się przedmiotami, które nas pozytywnie nastrajają jest super, więc czemu nie połączyć praktycznego z pożytecznym?

 

Zakupy? Wybierz się na targ

Wiadomo, że najlepsze owoce, warzywa i lokalne przysmaki można kupić na targu. Ale są na świecie miejsca, gdzie nie przychodzi się tylko po spożywcze delikatesy. Na targach i bazarach zachwycają przecież małe rękodzieła, lampki, świeczniki, czy biżuteria. Produkty wyjątkowe, bo tworzone w prawdziwie "limitowanej edycji". W Chefchauen kupiłam na przykład ręcznie szytą, małą, skórzaną torebeczkę, która urzekła mnie tym, jak precyzyjnie została zrobiona. Producent? Dwóch marokańskich braci i ich małe stoisko w bocznej uliczce.

Mimo zapachu, kolorów i odgłosów, którymi raczą nas targowiska na całym świecie, w moim osobistym rankingu targów, wygrywają te w Turcji. Powód? Pragmatyczny. Nie samym rękodziełem człowiek się ubiera. Nie od dziś wiadomo, że Turcja to kraj najoryginalniejszych podróbek (słyszałam, że biją na głowę te chińskie), które często jakością wygrywają nawet z oryginalnymi metkami. Choć torebki od "Michaela Kors'a" zawsze wyglądają tam niemożliwie tandetnie, można też kupić ubrania bez podrobionych metek, ale za to bardzo porządnie zrobione. Jeansy czy skórzane kurtki bywają naprawdę dobrej jakości. Sama kupiłam w Turcji jedne spodnie i noszą się fantastycznie! Nie mają żadnej "firmy", bo nie chodziło mi o kupienie dla szpanu metki, tylko spodni na tyle dobrej jakości, żeby nie rozwaliły się się po kilku praniach. Jak chcę prawdziwy oryginał, to jadę do outletu.

Nowe marki i rzeczy inne niż w Polsce

Myślisz, że nigdy nie będzie Cię stać na markową sukienkę czy torebkę od włoskiego projektanta? No cóż, ja byłam tego pewna. Zresztą nawet gdyby było mnie stać, szkoda było by mi wydawać TAKICH pieniędzy. Pewność trwała aż do ubiegłego sierpnia, gdy pierwszy raz wylądowałam w dizajnerskim outlecie. Ok, było to w trakcie finalnych wyprzedaży, więc ceny osiągnęły stan absolutnego minimum, jednak to absolutne minimum zdarza się przecież dwa razy do roku! I nagle okazuje się, że oryginalną, markową i naprawdę porządną torebkę można kupić w cenie bardzo sieciówkowej.

Nawet nie chodzi mi o super fajowe firmy, ale o to, żeby kupić coś, czego raczej nie zobaczę na co drugiej dziewczynie idącej ulicą. Taka sytuacja: spodobał mi się w listopadzie jeden szalik, właściwie szal - duży, gruby i bardzo ciepły. Kupiłam go dość szybko i bardzo często w nim chodzę. Problem w tym, że nie tylko mnie się tak spodobał. Swego czasu codziennie spotykałam przynajmniej jedną dziewczynę w tym samym szalu. Już przy pierwszym spotkaniu przypomniałam sobie, dlaczego wolę kupować ubrania za granicą, nawet w tzw. sieciówkach. Bo niby sieciówki, niby to samo, ale asortyment jednak inny. Hiszpańska marka na Z to nie sklepy, a wielkie salony: jasne, że w asortymencie znajdują się produkty wysyłane też na rynek polski, ale dużo więcej jest takich, które kupić można tylko w Hiszpanii. To samo dotyczy całej reszty popularnych sklepów. Chociaż i tak najbardziej lubię te, których u nas w ogóle nie ma. Wybitnie upodobałam sobie na przykład Blanco czy Desigual, choć ten ostatni w Polsce się już pojawił (ale ceny wciąż wolę hiszpańskie). Świetną opcją są też second handy. Jak już w końcu wybiorę się do Pragi, nie omieszkam zajrzeć m.in. do Fifty - fifty.

Moja pierwsza wizyta w Victoria's Secret. Miałam wejść tylko popatrzeć...

Mam na swoim koncie kilka perełek, najczęściej jednak wspominam wizytę w arabskim Victoria's Secret. Długo myślałam, że ich bielizna nie różni się niczym od innych marek, a kobieca chęć posiadania tego biustonosza została wykreowana tylko i wyłącznie przez barwne pokazy i świetny PR. Do sklepu w Dubaju weszłam z ciekawości (chłopaki rzecz jasna razem ze mną, byli wybitnie ciekawi "o co tyle zachodu"), ale w momencie dopadła mnie ekspedientka i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zostałam błyskawicznie zmierzona i zaprowadzona do półki z odpowiednim rozmiarami. W ramach zwiedzania (a jakże!) poszłam do przymierzalni i gdy już miałam wychodzić, trafiłam na biustonosz, który zdawał się być szyty mi na miarę. Cena mile mnie zaskoczyła (połowa tego, co płaci się w Polsce w Triumphie), więc długo się nie zastanawiałam. Nosi się wyśmienicie, jakościowo jest zaskakująco dobry. Teraz już wiem, o co tyle zachodu ;)

Zakupy za granicą tylko dla bogatych? Wręcz przeciwnie!

Nie trzeba wybierać outletu, żeby  zrobić zakupy w dobrej cenie. Co powiecie na największe na świecie centrum handlowe w Dubaju? Coroczny styczniowy festiwal zakupów to faktycznie czas niesamowitych obniżek. Patrząc na tamtejsze ceny jedzenia, czy różnych atrakcji, spodziewałam się, że obniżone ceny i tak będą tylko dla bogaczy. Wielką niespodzianką było dla mnie to, co zastałam na miejscu. Ceny ubrań czy zegarków były  naprawdę korzystne! Na szczęście podróżowałam z 3 chłopakami, więc zakupy zrobiłam stosunkowo skromne, choć i tak przypadła mi łatka zakupoholiczki ("To ja może wykupię sobie duży bagaż, tak na wszelki wypadek, gdybym zrobiła jakieś zakupy... -Jaki duży bagaż, zwariowałaś? Przecież nie jedziemy tam na zakupy, co Ty, chcesz po sklepach chodzić?! - No a nie...? - Nie.") .

Możecie mówić, że sieciówki to sieciówki i jedno tam dziadostwo, ale ja się z tym absolutnie nie zgodzę. Kupiłam w Walencji sweter (wełna + alpaka + akryl), chodzę w nim już trzecią zimę (tak, ubieram pod kurtki, płaszcze, generalnie sporo go noszę, bo jest bardzo ciepły i pasuje "do wszystkiego") i zupełnie nic się z nim nie dzieje. Zero mechacenia się, naciągania czy innych oznak "znoszenia". Najlepsze jest to, że kupiłam go w listopadzie (więc o obniżkach w ZARZE nie było mowy), płacąc... 12 euro. Do tej hiszpańskiej sieciówki, uważanej w Polsce za "lepszą" (choć o wyższej półce nie ma mowy - co najwyżej o znacznie zawyżonych cenach), w naszym kraju nawet nie wchodzę. Co innego w Hiszpanii - nie dość, że wybór jest większy, to ceny... Śmiesznie niskie. Przecenione sukienki to wydatek kilku euro, zimowe płaszcze - kilkudziesięciu. U nas na próżno szukać obniżek -90%. Poważnie, na tle innych, polskie wyprzedaże wypadają wybitnie blado. Nawet, gdy doliczy się koszty podróży i dwudniowego pobytu, zakupy się opłacają.

Wnioski nasuwają się same...

Choć z pozoru wyjazd na zakupy za granicę wydaje się brzmieć absurdalnie i może powodować reakcje typu "w głowie się jej poprzewracało", okazuje się, że niesie za sobą mnóstwo korzyści! Mimo kosztów podróży, jadąc na większe zakupy zwyczajnie się to opłaca. A pomijając nawet dużo niższe ceny w czasie wyprzedaży, czy oryginalne i ciekawe nabytki, to przede wszystkim kolejny świetny powód, żeby styczniowy czy lipcowy weekend - zamiast na imprezie - spędzić w jakimś ciekawym i nowym miejscu. Przecież zakupy to może być tylko pretekst, żeby znowu gdzieś pojechać ;)

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!
- See more at: http://www.zapiskizeswiata.pl/2015/11/7-rzeczy-o-erasmusie-ktorych-nie.html#sthash.oHbinMkj.dpuf
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!
- See more at: http://www.zapiskizeswiata.pl/2015/11/7-rzeczy-o-erasmusie-ktorych-nie.html#sthash.oHbinMkj.dpuf
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!
- See more at: http://www.zapiskizeswiata.pl/2015/11/7-rzeczy-o-erasmusie-ktorych-nie.html#sthash.oHbinMkj.dpuf

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz