Czy można mieć dość podróżowania?

Nigdy nie sądziłam, że kiedyś nadejdzie moment, w którym powiem: "Mam dość, nigdzie nie lecę!". A tak właśnie czuję się od początku września. Nie chcę latać, nie chcę wyjeżdżać, chcę zaszyć się na kanapie pod kocem i mieć prawdziwą jesień. Myślisz, że zwariowałam? 



Dzisiejszy tekst kończę w pociągu. Jadę do Krakowa na kolejną odprawę, tym razem przed poniedziałkowym wyjazdem do Andaluzji. Prawie 90 osób, 8 dni, kilkanaście aktywności do zrealizowania. Ile "przy okazji" zobaczę? Niewiele. Przy dobrych wiatrach śmignę z hotelu dwa, maksymalnie 3 razy.  Dlatego właśnie artykuł będzie trochę o tym, dlaczego tak niewiele tutaj piszę. A nie piszę, bo nie podróżuję. Tak, ostatnio wyjeżdżam bardzo często, ale...

Czy naprawdę mam dość podróżowania?

Odpowiedź padnie zarówno twierdząca, jak i przecząca. Mam dość regularnych  pobudek w środku nocy, długich transferów na lotnisko i latania co tydzień w inne miejsce. Mam dość spędzania kolejnych tygodni na all inclusive. Nie chcę już ciągle "nie być w domu". A najbardziej męczy mnie to, że to moje podróżowanie nie ma za wiele z podróżami wspólnego. Śmiesznie, co?

Od 5 lat 85% moich podróży to wyjazdy służbowe. Wciąż pracuję jako pilot incentive i choć zawsze mówiłam Wam, że ta praca ma mnóstwo plusów i że strasznie ją lubię, ostatnio jej minusy dają mi się we znaki o wiele bardziej, niż plusy. Owszem, robię wiele ciekawych rzeczy, jestem w pracy osobą decyzyjną, często mam też niewielki zespół, którym zarządzam, no i szkolę ludzi swoimi autorskimi programami, ale... To z moim podróżowaniem nie ma przecież nic wspólnego. 

Tak, super jest szkolić na plaży, albo przy basenie. Super realizować się w zadaniach, w których się sprawdzam. Nieustannie towarzyszy temu jednak druga strona medalu: nieobecność w domu i... Brak podróży w podróżach.

To się chyba nazywa kryzys

Dochodzimy do bardzo dziwnego i smutnego zarazem momentu, w którym zapomniałam, czym jest radość płynąca z podróżowania. Kiedy ostatnio w podróży robiłam coś, co wzbudza moją ekscytację i prawdziwą radość? Dawno. Zbyt dawno. Teraz podróże = praca.

Możesz pomyśleć, że zwariowałam, że w dupie mi się poprzewracało. Że tyle latam, tyle zwiedzam, a jeszcze śmiem narzekać! Ale nieco inaczej patrzy się na to, gdy okazja, żeby odkrywać jest na wyciągnięcie ręki, a Ty nie możesz z niej skorzystać. Bo lecę na drugi koniec świata i większość czasu spędzam w hotelu. Albo biegam po jakimś mieście z wywiesoznym jęzorem, bo jako organizator na nic innego niż ogarnianie zwykle nie mam i tak czasu (podkreślam "zwykle", bo czaaaaasem - tak średnio raz na 4 wyjazdy - zdarzy mi się położyć na 15 minut na plaży). 

A potem przychodzi pierwszy, drugi, dziesiąty klient, który wbija gwóźdź do mojej podróżniczej trumny, mówiąc: "o rany, Ty masz najlepszą pracę na świecie, tylko podróżujesz i zwiedzasz świat. Ależ bym się z Tobą zamienił".

No to się zamień, zapraszam!

Na wyjazdach nadal daję z siebnie 100% i jak wpadam w rytm pracy, to trudno mnie z niego wybić. Zachowuję pełen profesjonalizm, uśmiech nie schodzi mi z twarzy i pewnie trudno byłoby znaleźć klienta, który uwierzyłby, jak mi nieraz trudno. 

Ale jestem tylko człowiekiem, któremu bywa cholernie trudno.

Jaka będzie puenta?

Wpadłam na kilka dni do domu, bo lada moment przede mną kolejny wyjazd. Plus jest taki, że właśnie wróciłam z Majorki, a za chwilę lecę do Andaluzji, to sobie po hiszpańsku znowu pogadam, no i w ogóle z Hiszpanami bardzo lubię pracować.

A puenty będą dwie.

Po pierwsze, mocno widzę, że czas na zmiany. Niebycie w domu doskwiera mi jak nigdy dotąd i już widzę, że zaczyna mnie łapać to, co rok temu - tęsknota za jesienią i normalnym życiem (dom, Małż, koc, świeczki, pisanie tekstów na bloga(!!!), gotowanie, sprzątanie, etc. Nie, nie upadłam na głowę). 

Puenta druga: solidnie doskwiera mi brak mi podróży. Prawdziwej podróży, w trakcie której chodzimy gdzie chcemy, jemy co chcemy, siedzimy na murku żeby pić wino ile chcemy i po prostu obserwujemy ludzi. Albo morze. Albo jedno i drugie. Albo idziemy w góry. Tych podróży bez większego planu, albo z planem bardzo szczególowym, ale naszym. Takich, w trakcie których wstajemy na wschód słońca, albo śpimy do 14:00, bo dzień wcześniej zarwaliśmy noc. Podczas których poznajemy, odkrywamy i psychicznie odpoczywamy (nie tylko bez ludzi pod opieką, ale też bez ciągłego nagrywania i zbierania materiałów). 

Jest też puenta dla Ciebie

A brzmi ona następująco: najważniejsza w życiu jest równowaga. Nie daj się zwariować pracy, bo Cię wykończy. Jeśli planujesz przekłuć swoją pasję w pracę, zastanów się dwa razy - to nieprawda, że nie przepracujesz ani jednego dnia, będzie wręcz odwrotnie. A to grozi albo pracoholizmem, albo w pewnych przypadkach nawet... Znienawidzeniem swojej pracy. Rób to, co lubisz,  w czym jesteś dobry, rozwijaj swoje talenty, ale zawsze miej z boku pasję, która z pracą nie będzie miała nic wspólnego. 

Pamiętaj, żadna skrajność nie jest dobra. 

A przecież lepiej, jak jest dobrze, niż niedobrze. 

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz