Berlin - idealne miejsce na babski wypad.

Beztroskie spacery po nocnym Berlinie, lunch u Chipperfielda, kolacja w Shiso i zakupy w Designer Outlet Berlin - najmodniejsze miejsca w Berlinie stanęły przed nami otworem!  A wszystko z okazji urodzin: pierwszych, drugich i dwa razy... ekhm, osiemnastych :) Czy możecie wyobrazić sobie fajniejszy prezent na (nie tylko) blogowe urodziny?

Pamiętacie moje narzekania, że mimo buszowania po sklepach nie udało mi się kupić prawie niczego, co zaplanowałam na ten sezon wyprzedaży? Wieść trochę się rozeszła i pewnego czerwcowego popołudnia dostałam maila od pani Kasi z DB Bahn z... zaproszeniem na zakupy! Wraz ze mną do Berlina pojechały Judyta i Kasia, których blog Żudit.pl obchodzi w sierpniu pierwsze urodziny oraz Aneta z bloga Nasza droga do..., która urodziny obchodziła pierwszego dnia wyjazdu :) Patrząc na to, że moje urodziny wypadają za kilka dni, a Zapiski ze świata właśnie dziś świętują swój drugi rok działalności, to było zaproszenie na wyjątkową imprezę urodzinową dla całej naszej czwórki <3 Dziś więc o tym, jak 4 dziewczyny podbijały dizajnerski Berlin!

Na miejsce sprawnie dowiózł nas więc oczywiście DB Bahn. Choć mogłam jechać o ludzkiej porze (11:00) bezpośrednio z Krakowa do Berlina, akurat przed samym wyjazdem byłam w Żywcu, więc moja podróż rozpoczęła się już po siódmej rano. Najpierw dojechałam do Katowic, a że byłam na miejscu za wcześnie,  udało mi się spotkać z koleżanką z Erasmusa. Autobus podjechał punktualnie o 12:10, wpakowałam walizkę do bagażnika i zajęłam wygodne (podwójne :D ) miejsce, prawie z samego tyłu. Ledwo autobus ruszył, ja już zasnęłam…. Obudziłam się w Gliwicach, bo tam dosiadała się do mnie Aneta. O spaniu mogłam zapomnieć, bo jak zaczęłyśmy rozmawiać, przerwałyśmy dopiero przy granicy, gdy popołudniowa drzemka wgniotła mnie totalnie w miękki fotel. 


Na berlińskim dworcu wysiadłyśmy kilka minut po dziewiętnastej. W informacji turystycznej czekały na nas imienne koperty, w których spakowane były mapy, krótki przewodnik i bilet na komunikację miejską. Wsiadłyśmy szybko w autobus i pojechałyśmy do hotelu, gdzie czekały już na nas Judyta z Kasią. Zostawiłyśmy walizki w pokojach i od razu, wraz z Julią z visitBerlin, poszłyśmy na kolację do bardzo modnej burgerowni Shiso. Burger z limonką, świeżą kolendrą i sosem chilli był doskonałym wyborem! Szybko przełamałyśmy pierwsze lody, ale wszystkie byłyśmy tak zmęczone, że po napełnieniu żołądków marzyłyśmy tylko o tym, żeby położyć się spać. Postanowiłyśmy jednak jeszcze z Anetą wyjść na krótki spacer i wypić na tarasie pierwsze urodzinowe piwo ("osiemnastka" Anety ;) ). Trafiłyśmy w kilka ciekawych bram, zrobiłyśmy pierwsze zdjęcia i padłyśmy do łóżek. 

Widzicie te korale? <3

Podekscytowana wstałam 15 minut przed budzikiem. Gorące promienie słoneczne wchodziły do pokoju, więc przeciągałam się leniwie w moim wielkim łóżku. Tak, spałyśmy w fantastycznym The Circus Hotel przy Rosenthaler Platz - ulicy, przy której znajdziecie same dizajnerskie sklepiki i butiki. Dostał mi się pokój na 4 piętrze z małym balkonikiem, z którego widać było słynną berlińską wieżę telewizyjną. Na dachu z kolei był taras, w sam raz na wieczorne pogaduchy i świętowania :) Śniadania w całości przygotowywane w hotelu: ekologiczne muesli, świeżo wypiekane pyszne bułeczki, pasty do pieczywa, warzywa, owoce, soki...Aż chciało się dłużej siedzieć, ale już o 9:30 miałyśmy umówione spotkanie z Miriam, która jest kuratorem sztuki i zaplanowała dla nas przedpołudnie.



Pierwszym punktem było zwiedzanie kompleksu Bikini Berlin, w szczególności 25H Hotel. To bardzo dizajnerskie miejsce, hotel oczywiście też, jednak utrzymany w idei "low budget". Wyjechałyśmy na dach, skąd pięknie było widać ZOO, Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma i w ogóle panoramę miasta. Obeszłyśmy następnie centrum handlowe (choć nazywają to "concept mall" a nie "shopping mall"), gdzie znajdują się tylko ręcznie wykonywane produkty wysokiej jakości, zwykle po jednej sztuce każda. Stamtąd taksówkarz przewiózł nas na August Strasse.



Żeby było śmiesznie, tym razem pan taksówkarz był Polakiem, który od 21 lat mieszka w Berlinie. Podczas gdy Miriam pokazywała nam kolejne centra handlowe, pan wiózł nas swoją trasą, pokazując najważniejsze zabytki Berlina i opowiadając o nich przeróżne historie. Starał się jednak wczuć w klimat i gdy przejeżdżaliśmy koło najdroższego centrum handlowego KaDeWe, przytoczył nam historię jednej z najbardziej spektakularnych kradzieży (do tej pory jednojajowi Libańczycy są na wolności, bo nie można udowodnić, który z nich był faktycznym sprawcą!). Jednak w pewnym momencie nasza przewodniczka bardzo się zirytowała, więc "polska wycieczka" musiała się uciszyć :D

Czas się nam powoli kończył, więc Miriam szła i opowiadała coraz szybciej. A szkoda, bo akurat to miejsce bardzo mi się podobało (punkt 8 i 9). Na koniec naszej wspólnej wędrówki przyszedł czas na lunch i to nie byle gdzie, bo w kantynie najsłynniejszego chyba w Berlinie projektanta, Davida Chipperfielda. Żar lał się z nieba, więc zdecydowałam się na chłodnik pomidorowy i sałatkę ze szpinaku (od razu zapisałam sobie składniki, chcecie przepis? ;) ). Zjadłyśmy ekspresowo, bo na dole czekała już na nas kolejna taksówka. Ruszyłyśmy pod Berlin.

Szpinak, brzoskwinie, sło... Ktoś chce przepis? :)

Teraz dochodzimy do clue całego wyjazdu! W Designer Outlet Berlin przywitały nas Sonja i Franziska, które przygotowały nam urodzinowy  pojedynek. Usiadłyśmy na chwilę na plaży, żeby poznać zasady: naszym zadaniem było znalezienie jak największej obniżki w całym miasteczku. Na zakupy miałyśmy dokładnie 3,5h. Zdążyłam obejść całość ponad trzy razy. Choć wystartowałyśmy o 14:30, pierwsze zakupy zrobiłam dopiero... po siedemnastej! Z listy "na ten sezon" udało mi się kupić spódnicę maxi (najbardziej chciałam czarną ramoneskę, ale cóż), która zarazem była moją największą obniżką - 84%. Tym samym nie udało mi się wygrać, zajęłam zaszczytne drugie miejsce. Gratulacje dla Judyty, która znalazła bransoletkę przecenioną o ponad 90%!

Powiedzielibyście, że żadna z nas nie jest szafiarką? Pełna profeska!





Do hotelu dojechałyśmy kilka minut przed ósmą. Szybki prysznic, 5 minut odpoczynku i przyszedł czas na zwiedzanie "po naszemu". Najpierw pojechałyśmy pod fragment Muru Berlińskiego (planowałyśmy pod inny, ale źle nas pokierowano), później pod Bramę Brandemburską i Pomnik Pomordowanych Żydów. Było przyjemnie ciepło, turystów jakoś mniej niż w ciągu dnia, więc wróciłyśmy do hotelu dopiero koło północy. Zanim do łóżek, poszłyśmy tradycyjnie na taras, dokończyć świętowanie wszystkich naszych rocznic :)

Obowiązkowe zdjęcie z Bramą Brandemburską w tle! Dzięki Aneta :)
Przygotowanie do wspólnego zdjęcia nr 15!

W piątek budził zadzwonił o... 6:30! Judyta i Kasia miały powrotny pociąg już o 9:30, ale my z Anetą dopiero przed dwunastą, więc chciałyśmy jeszcze wykorzystać przedpołudnie. Punkt pierwszy: East Side Gallery i słynne malowidła na Żelaznej Kurtynie. Później Alexander Platz i przypadkowo... Primark. Otwierali akurat za 4 minuty, więc poczekałyśmy w kolejce do wejścia. Dzięki temu, po dwóch latach żmudnego szukania i wybrzydzania, udało się - idealna czarna ramoneska wisiała i czekała na mnie na pierwszym wieszaku. W locie porwałam jeszcze biały t-shirt i okulary słoneczne, tym samym robiąc chyba najszybsze zakupy w życiu - ze sklepu wyszłyśmy dokładnie po 9 minutach! Potem nastąpił bieg pod Katedrę i szybki powrót na nasz Rosenthaler Platz. Ekspresowy prysznic, dopakowanie walizki (co w tym wypadku było wybitnie trudne), a na koniec przepyszne śniadanie pożegnalne. Punktualnie o 11:00 opuściłyśmy nasz hotel i pojechałyśmy na dworzec.

 

To był bardzo ekspresowy wyjazd, z tak bardzo napiętym grafikiem, że ledwo wystarczyło nam czasu na sen. Ponieważ byłam już wcześniej w Berlinie, ucieszyłam się, że tym razem ktoś pokaże mi miejsca, do których pewnie sama nigdy bym nie poszła (nawet nie miałabym pojęcia, że warto się tam wybrać - no bo jak to, zwiedzać szlakiem dizajnu i miejsc, w których się "bywa"?). Urodzinowy prezent był strzałem w dziesiątkę, choć i tak najfajniejsze z całego wyjazdu są... nowe znajomości :) Dziewczyny z Żudit.pl i Aneta z naszadrogado.pl  są niesamowite i niezmiernie się cieszę, że miałam okazję je poznać. Poza tym super sprawdziły się jako towarzyszki podróży, a jak wiecie, to jest bardzo, bardzo ważne! Żałuję tylko, że wszystko trwało tak bardzo krótko.

 

A skoro mowa o prezentach urodzinowych, uwierzycie, że to już dwa lata odkąd postanowiłam  skrupulatnie (mniej lub bardziej) tworzyć moje Zapiski ze świata? Z jednej strony to ogrom czasu, z drugiej - wydaje mi się  jakby to było wczoraj! Nie sądziłam, że mój erasmusowy pamiętnik tak ewoluuje i przy okazji całkiem sporo zmieni w moim życiu (i to w samych superlatywach!): przede mną coraz więcej wyjazdów, jedna rzecz nakręca drugą, ale przede wszystkim poznałam dzięki niemu wspaniałych i totalnie odjazdowych ludzi -  i z tego wszystkiego to jest dla mnie najcenniejsze. Cieszę się bardzo, że zagląda Was tu coraz więcej, że jesteście, komentujecie, piszecie wiadomości, bo to przeogromnie motywuje mnie do dalszego "zapisywania" i działania :) 

 

 

Ściskam Was wszystkich mocno i życzę nam jeszcze więcej wspaniałości! <3

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

23 komentarze :

  1. Jeżeli szpinak i brzoskwinie, to ja muszę mieć ten przepis! :)

    Naprawdę to już dwa lata?! Gratuluję i trzymam kciuki za kolejne! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc będzie! :)
    Tak, to już dwa lata... Dziękuję, Tobie zresztą w szczególności - kurcze, naprawdę dużo w tym Twojej zasługi, że nie zamknęłam tego bloga, bo przecież tak na początku planowałam! Miało być tylko na chwilę i patrz co narobiłaś :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, cieszę się! :)
    Aż zerknęłam na mojego bloga i pierwszy post powstał ponad cztery lata temu! No, ale nie ma co porównywać. Będę zaglądać tutaj tak często jak dotychczas!

    OdpowiedzUsuń
  4. ❤ ❤ ❤
    Ja zaglądam na Twojego regularnie i czekam, aż znów coś się pojawi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie rozmyślam jak ugryźć Grecję, a jutro kolejny wyjazd, więc może wkrótce coś napiszę :-) Skoro mam jedną czytelniczkę to nie mam wyjścia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie masz wyjścia, czekam! Patrz, ja też zaczynałam od jednej (za to jakiej) :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kto nie zna Natalii to powiem, że Natalia ma tyle energii i siły na zwiedzanie, że w jednej chwili jest chyba w kilku miejscach naraz :) Podróżniczką oraz towarzyszką przygód jest idealną!!!
    Przepis napisz, bo sałatka była przepyszna!
    Heloł ale nie napisałaś, że Cię bombardowałam jednego dnia sms'a byś z łóżka wstała he he
    A tak na marginesie to pisz bloga, podróżuj, kochaj, raduj się, pracuj w tym co lubisz robić, zdrówka!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Ci bardzo za te miłe słowa ❤Przepis będzie, spokojnie! Muszę przystopować z wpisami, bo poszalałam ostatni ;) No to piszę: "W czwartkowy poranek Aneta bombardowała mnie smsami od jakiejś 6:20 - myślałam że ją uduszę. Na szczęście przewróciłam się tylko na drugi bok i wstałam jak człowiek o ósmej". :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Katarzyna Pięta18 sierpnia 2015 21:03

    ooo bardzo fajnie, ja nie wiedziałam o takich miejscach w berlinie. chyba muszę wrócić, chociażby do tego outletu :) super urodziny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam sie calkowicie, ze Berlin jest swietny z kolezankami! Mialam okazje troche "pobalowac" i chetnie zrobilabym to jeszcze raz. Najmilej wspominam chyba... weganskie ciasto czekoladowe o poznej porze. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zależna w podróży19 sierpnia 2015 09:06

    Cieszę się, że wszystko tak fajnie się udało :) Babski wypad do Berlina zawsze brzmi jak dobry pomysł. No i przez Ciebie - nie po raz pierwszy - mam ochotę na zakupy

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj bardzo się udało :) Hahaha przepraszam, ale tylko trochę - polecam przy tym ponownie wyprzedaże w Niemczech :D

    OdpowiedzUsuń
  13. O proszę, a gdzie serwują takie czekoladowe pyszności? Bo ja z pewnością do Berlina wrócę, więc spisuję kolejne ciekawe propozycje ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj w Berlinie to na każdym kroku jakieś fajne miejsce! A outlet polecam bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. byłam w tym Bikini na imprezie, świetne miejsce, i chyba wciaż mało znane! Super wyjazd miałas, Berlin zawsze najlepszy! i Julia <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Niemcy da się lubić.... ja mieszkam akurat na dzikim zachodzie, gdzie praktycznie nie spotka się typowych polskich turystów ale jest za to sporo polskich emigrantów i gdziekolwiek się nie ruszam słyszę polski język. Czasami to bym nawet wolał go nie słyszeć, bo to co potrafią ludzie wygadywać... masakra. Nie zdają sobie sprawy, że w koło jest sporo Polaków albo są tak bezmyślni... (najłagodniej ujmując).

    OdpowiedzUsuń
  17. Będzie! W kolejce najpierw hiszpańskie pyszności, a potem już sałatka ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hahah Julia wiadomo! W Bikinie nie byłam na imprezie, ale skoro tak mówisz, to chyba przy kolejnej okazji... :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Relacja z Berlina rewelacyjna(nawet lepsza niż u mojej Judyty)i zdjęcia piękne BRAWO aż się chce do tego Berlina pojechać:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ojej, aż się zawstydziłam :) Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń