Ostatnia niedziela. I Cullera

Zakończenie pierwszego i rozpoczęcie nowego semestru świętowaliśmy w miasteczku Cullera, oddalonym ok. 30 min. podróży pociągiem od Walencji. Wycieczka była zarazem pożegnaniem Kasi, która opuściła nas w poniedziałek. Szybko przedstawię ekipę: Kasia (wróciła już do Polski), Roxana i dwie Ole zostają, Piotrek i Janusz również, natomiast Filip i Sławek są tu na stałe.


Ruszyliśmy o 9.42, o 10.15 wysiedliśmy na stacji w Cullerze. Spacer do samego miasteczka trwał jakieś 20 minut. Ponieważ była niedziela, wszystko było pozamykane, a ludzie zbierali się na placu przed kościołem. Co ciekawe, kościelne dzwony nie biły o pełnej godzinie, a o innych dziwnych porach - chyba nawoływały, że czas zbierać się na mszę. Przeszliśmy przez miasteczko, żeby zobaczyć Mercado Central (nie był specjalnie powalający) i ruszyliśmy "zygzakiem" w górę. Na górę. W sumie to jedno i drugie ;)


 
 

Powoli zaczynało robić się ciepło, jednak przewiało nas do szpiku kości. Najgorzej było na szczycie, więc szybko schowaliśmy się do kościoła. Jak już się zagrzaliśmy, wyszliśmy zrobić szybkie zdjęcia pięknego widoku i rozpoczęliśmy schodzenie. Ta część okazała się dużo trudniejsza, niż wchodzenie, jednak o wiele ciekawsza i... cieplejsza. Było tak miło i byliśmy już tak głodni, że planowany piknik na plaży przeniósł się na skałę.


Najedzeni i zregenerowani ruszyliśmy dalej w dół. Wiatr był coraz słabszy, słońce grzało coraz mocniej, nastała idealna pora na plażowanie! Leżing i smażing? Skąd! Ciężki trening pompek w powietrzu, stania na rękach, podskoków i piramid. Po udanej (a jakże!) sesji zdjęciowej chłopaki wskoczyli (dosłownie) do morza, a płeć piękna oddała się radości uzupełniania witaminy D w organizmie.


Na koniec - spacer do latarni, gdzie rzeka wchodzi do morza (a raczej morze zmienia się w rzekę) i powrót na pociąg. Dłuuuugi powrót i dość szybki - na stację dotarliśmy 5 minut przed odjazdem pociągu!


Zmęczeni, przewiani, naładowani słońcem i nieziemsko uśmiechnięci - tacy wróciliśmy z niedzielnej wycieczki. Bawiłam się wspaniale i - mimo sporego wysiłku - fantastycznie odpoczęłam po hiszpańskich egzaminach! Tak skończyłam pierwszy semestr i rozpoczęłam pojedynek z drugim.

Jest pięknie!

Za zdjęcie dziękuję Januszowi i jego aparatowi z samowyzwalaczem!



3 komentarze :

  1. dla takich chwil warto meczyc sie z aplikacja na erazmusa :D juz sie nie moge doczekac wyjazdu ;)

    OdpowiedzUsuń