Tenisowy tydzień pełen wrażeń

Valencia Open. Nigdy nie przypuszczałam, że zasiądę kiedyś na widowni turnieju tenisowego. Cóż, Walencja zaskakuje mnie coraz bardziej. 

Jutro kończy się trwający tu od zeszłej soboty turniej ATP: Valencia Open 500. We wtorek wybrałyśmy się z Dominiką do Ciudad de las Artes obejrzeć mecz Michała Przysiężnego. Na telebimie, w miasteczku turniejowym, więc wiadomo - atmosfera, emocje, dużo ciekawiej niż w telewizji. Mecz Przysiężny VS Verdasco zakończył się wynikiem 6-3, 7-6 (1), więc przed wejściem do szatni udało się zamienić dwa słowa ze zwycięzcą i zrobić szybkie zdjęcie.


Czytaj dalej

Jak studiuje się w Hiszpanii?

W poniedziałek o 10.30 rozpoczęłam weekend. Absurdalne? Nie tutaj! Trwają strajki, więc zwyczajnie się nie uczymy. Ponieważ jestem tu już prawie dwa miesiące,  postanowiłam powiedzieć Wam kilka słów o tym, jak z mojego punktu widzenia wygląda tu studiowanie.

  
Czytaj dalej

Bioparc - poznajcie Timona, Pumbę i Króla Juliana :)

Bioparc w Walencji to jeden z najfajniejszych ogrodów zoologicznych, jakie odwiedziłam. ZOO dla szczęśliwych zwierząt. Bo nie żyją tu w klatkach i w ciasnych klitkach, ale na wielkich przestrzeniach, które dają im poczucie wolności i szczęścia.



Czytaj dalej

Disfruta la vida!



Pół godziny (z zegarkiem w ręku!) trwał pokaz fajerwerków rozpoczynający obchody święta 9 października w Walencji. Pierwsza refleksja? Na zabawę przeznaczą tu każde pieniądze. 

Czytaj dalej

Sztuka inaczej

Wystawy sztuki współczesnej to temat dość trudny,  przynajmniej dla mnie. Do tej pory nie rozumiem odgłosu ściany, w który wsłuchiwałyśmy się w Madrycie. Ale nie poddaję się! Niedzielne popołudnie spędziłam w  Instituto Valenciano de Arte Moderno. Kolejna wystawa "miasto i człowiek", "środowisko" czy "człowiek i środowisko" w wersji modern już mnie trochę zmęczyły. Dziś jednak o czymś zupełnie innym. Temat: MODA. 3 ekspozycje kobiecych kreacji. Kolorowo dla tych najmłodszych, nieco bardziej zachowawczo (choć to może nie najlepsze określenie) i w konwencji black & white. 


nr 1: Happy Little Girls de Ágatha Ruiz de la Prada

Czytaj dalej

Jak ten czas szybko leci!

Noc w zasadzie nieprzespana. O piątej rano w czwartek Kreo odjechała do Barcelony i zrobiło się pusto. Melinda stwierdziła, że będzie tak cicho od naszego "śmiesznego" gadania, że musimy skajpować, żeby mogła nas dalej słuchać.

Dzień przed wyjazdem był baaaaaardzo krótki. Musiałyśmy robić wszystko naraz i 3 razy szybciej niż zwykle. A na wieczór kleić pierogi. Pożegnalna kolacja dla współlokatorów i Diany (nasz hiszpański anioł) wystartowała z opóźnieniem, ale udało się zaserwować pierogi ruskie i racuchy z melonem. Melinda przygotowała też węgierski najbardziej - na - świecie - kaloryczny deser. Pyszny!

Czytaj dalej