Gdy wpadasz na genialny pomysł, prawdopodobnie pracuje nad nim już 5 innych osób

Usłyszałam to zdanie od koleżanki, która zajmuje się szeroko rozumianym mentoringiem i sama długo nosiła się z zamiarem stworzenia autorskiego programu. Ostatnio zdałam sobie sprawę, ile razy - niestety - sprawdziło się to w moim życiu. Ile pomysłów, które pojawiały się w mojej głowie, padały ofiarą wewnętrznego krytyka i nawet z niej nie wychodziły. Ile idei, na które już dawno wpadłam, zostało zrealizowanych, ale nie przeze mnie. Tego pomysłu jednak nie odpuszczę.

Kilkanaście pomysłów, które kiełkowały w mojej głowie, ale...

Zaraz po tym, jak wróciłam z Erasmusa, wpadł mi do głowy pomysł: "A może by tak zamiast pisać bloga, wrzucać nagrane podcasty ze zdjęciami?". Przed wyjazdem do Hiszpanii pracowałam przez 3 lata w radiu, więc wiedziałam, jak to wszystko ogarnąć. Ba, nawet nie musiałabym się uczyć postprodukcji, bo to też już umiałam. Mimo to uznałam, że "to bez sensu", przecież nikt nie będzie chciał słuchać podróżniczych podcastów. Niedługo później podcasty zagościły w blogosferze na dobre.

Miałam też inny pomysł - napisać przewodnik po Walencji, e-book. Potem wyjechałam do Walencji ponownie, ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej wydawało mi się to bez sensu. "Ja, przewodnik? I to jeszcze w formie e-booka?". Jak patrzę na e-bookowe szaleństwo, które rozpoczęło się niedawno, nadal nie mogę uwierzyć, że wtedy wątpiłam w ten pomysł. 

Dwa lata temu, przed finałem WOŚP, pomyślałam, że może by wystawić na aukcję weekendowe wyjście w moje Beskidy? I znów włączył się wewnętrzny krytyk, który powiedział: "Wyluzuj, kim Ty jesteś, żeby zuchwale wystawiać (niejako) siebie na licytację?!". Jak się domyślacie - odpuściłam. A gdyby wtedy ktoś wylicytował to choćby za 50zł, byłoby 50zł więcej dla WOŚP.

Odpuściłam też, gdy zaświtała mi myśl, żeby zaprosić Was, moich czytelników, na wspólny wyjazd.   "Nikt nie będzie chciał jechać". Dziś patrzę na moich blogowych i instagramowych znajomych, którzy dają w tym temacie czadu i robią mega robotę i myślę: "ten pomysł też miał sens!".

W końcu zrealizowałam swój pomysł i... No właśnie i co?

Dlaczego Wam o tym piszę? Żeby podzielić się niejako porażką? Nie. Żeby dodać odwagi, której tak długo mi samej brakowało. 

W lutym, zaraz po powrocie z Jamajki wpadł mi do głowy kolejny pomysł: skoro tylu rodziców pisze do mnie, czy pracuję z uczniami i pomagam wybrać szkołę średnią, czy test Gallupa się do tego nadaje, pomyślałam: "hej, skoro tyle dzieciaków ma z tym problem, stworzę przewodnik, który poprowadzi ich przez ten proces krok po kroku!".

Pan Wewnętrzny Krytyk również się pojawił. Że nikt nie kupi, że przecież w szkołach na pewno dzieciaki miały na ten temat zajęcia, a w ogóle to wszyscy już wybrali przecież szkoły (akcja działa się w marcu). Mimo to zaryzykowałam, do stracenia miałam tylko (albo aż!) czas. Wstawałam rano, siadałam sumiennie do pisania i tworzenia ćwiczeń. W końcu jestem psychologiem, miałam już wiedzę, doświadczenie w pracy w edukacji z dzieciakami i rodzicami. 

Gdy zapytałam koleżanki, która jest wirtualną asystentką, ile czasu to wszystko może zająć od pomysłu, do rozpoczęcia sprzedaży, powiedziała, że moje założenie z 3 tygodniami jest bardzo odważne, ale dodałaby minimum 10 dni na potencjalną "obsuwę", no i zależy jak terminowo pójdzie korekta, skład itp. Dlatego większość zrobiłam sama.

11 marca padł pomysł, 3 kwietnia ruszyła sprzedaż. W międzyczasie pojechałam na narty do Włoch :)

Czyjej krytyki boisz się najbardziej?

Bo ja swojej własnej. Tak bardzo potęguję sobie w głowie, co się stanie, jak się nie uda, że konsekwentnie przekonuję siebie, że cokolwiek wymyślę, jest bez sensu. W przypadku e-booka pomysł wydawał mi się co prawda sensowny, byłam do niego na maksa przekonana, a mimo to bałam się. Czego? Nie wiem, bo obiektywnie nie miałam zupełnie powodów. Na szczęście zamiast głupich przekonań, posłuchałam bliskich, którzy wierzyli w to tak, jak ja.

Pracując z klientami nad zmianą ich przekonań, jestem pod wielkim wrażeniem, gdy widzę, jakie zmiany zachodzą w ich sposobie myślenia. Dlatego porządnie wzięłam się za swoje, czego pierwszym owocem jest e-book, a za chwilę... Coś dla Was ;)

Tym razem będzie zatem jak z e-bookiem. Mam pomysł, który kiełkuje już w mojej głowie od dawna. Mam kompetencje, umiejętności i doświadczenie, żeby go w końcu zrealizować. Tym razem będzie to coś skierowane do Was, choć ani nie e-book, ani wyjazd na koniec świata. Dajcie mi tylko chwilę, żeby to wszystko poskładać do kupy, a potem dopieścić i wyszlifować. No i życzcie powodzenia, to zawsze się przydaje.
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz