Preikestolen - rekordowo szybki trekking na wschód słońca

Preikestolen odwiedziła w tym roku chyba połowa moich znajomych, 3/4 blogerów i kilkadziesiąt tysięcy innych turystów. Największa atrakcja turystyczna Norwegii przeżywała w te wakacje prawdziwe oblężenie. Można jednak na Preikestolen wybrać się tak, żeby ominąć tłumy i szlak mieć prawie na wyłączność. Polecam trekking na wschód słońca - nawet, gdy idzie się w deszczu i widoków na słońce nie ma.

Zanim jednak opowiem Wam o samym Preikestolen, odpowiem na pytanie, które być może zrodziło się w Waszych głowach: dlaczego trekking był rekordowo szybki? Jak wiecie, nie jestem fanką chodzenia w góry dla sportu, czyli przebiegania szlaków, żeby przejść jak najwięcej. Bardzo lubię długie trasy, ale w góry chodzę przede wszystkim po to, żeby podziwiać cudne widoki, zrelaksować się i wyczyścić głowę. 

Tym razem jednak nie było na to czasu. Sobota była naszym ostatnim dniem w Norwegii, którą w sierpniu odkrywaliśmy wraz z firmą Nordtrip.pl. To znaczy, w sobotę planowaliśmy wyjść na Preikestolen, a wieczorem mieliśmy już samolot powrotny do Polski. Preikestolen od lotniska w Oslo - Torp dzieli... Ponad 450 km, co oznacza jakieś 6, nawet 7h jazdy samochodem. Nie cierpię zostawiać rzeczy na ostatnią chwilę, ale warunki pogodowe pozwalały nam na wycieczkę albo w środę, czyli następnego dnia po wyprawie na Kjerag, albo dopiero w sobotę. Postanowiliśmy więc zaryzykować.

 

Preikestolen - jak długo trwa trekking?

Szlak na Preikestolen nie jest ani specjalnie trudny, ani wymagający. Tablice informują o 2h marszu przez 3,8km, w trakcie którego pokonuje się 334m przewyższenia. Na parking, z którego startuje szlak, trzeba jednak dojechać. Z Tvedestrand wyjechaliśmy po północy, żeby być na miejscu najpóźniej o 6 rano. Niestety, prom, którym musieliśmy przepłynąć kawałek trasy, w soboty pływał dopiero od 5:30 rano... Tym sposobem z parkingu wystartowaliśmy po 7 rano, mając godzinę opóźnienia. 

Nadaliśmy mocne tempo. Każdy szedł w sumie po swojemu, ale mimo to, trzymaliśmy się w grupie.  Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, kiedy dotarliśmy do celu. Agnieszka z Nordtrip, która tego dnia była naszym przewodnikiem, oznajmiła nam na szczycie, że wyszliśmy w rekordowo szybkim czasie i do tej pory z żadną grupą nie poszło im tak "sprawnie". Marcin z Wiktorem i Markiem zameldowali się na słynnej półce po godzinie i 4 minutach. My byłyśmy zaledwie kilka minut za nimi. Połowa tabliczkowego czasu. Nieźle, co?


Szlak na Preikestolen jest łatwy. Jeśli choć raz w życiu byłeś w naszych polskich górach, poradzisz sobie doskonale. Jeśli bywasz czasem w Tatrach, to będzie bułka z masłem. Pierwsze 3/4 trasy nie jest zbyt spektakularne, ale w pewnym momencie dochodzi się do przyjemnego płaskowyżu i robi się pięknie.  Nie jest nudno, trasa jest zróżnicowana i gdyby nie to, że tak bardzo się spieszyliśmy, chętnie pokazałbym Wam kila zdjęć ze szlaku. No ale sami rozumiecie - trzeba było zdążyć na samolot, zdjęcia drewnianych kładek zeszły na drugi plan. Dlatego są tylko dwa.



Świetne zdjęcia ze szlaku znajdziecie u Kingi, która była na Preikestolen miesiąc wcześniej. Są kładki, schodki i piękne widoki :)

Preikestolen - wielka atrakcja Norwegii, czy wielkie turystyczne rozczarowanie?

Półka skalna Preikestolen robi na zdjęciach wielkie wrażenie. W rzeczywistości jest... Mała! To znaczy, wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Widok na fiord jest przepiękny, no ale sama półka? Cóż, na szczęście nie dla "odhaczenia" Preikestolen, a dla widoków przecież była cała ta wycieczka :) Mieliśmy dużo szczęścia, bo zdążyliśmy zrobić kilka ujęć, zanim na szczycie pojawiły się tłumy. Zwykle trzeba ponoć odczekać w kolejce, zanim "zwolni się" słynne miejsce do zdjęcia. W każdym razie szybka sesja foto, obowiązkowa lampka wina (tak, Wiktor za każdym razem niesie w plecaku dla swoich gości wino), która o 8 rano smakowała... Wyjątkowo ( :D ) i można było wracać. Cel osiągnięty, widok zapamiętany. Warto tu przyjechać, warto wyjść i warto zobaczyć.

fot. Nordtrip.pl
fot. Nordtrip.pl

Schodziliśmy w takim tempie, jak wychodziliśmy na górę. Zaskoczeni? Powiem Wam, że trasa w dół była dużo... Trudniejsza. Zaczęło padać, więc zrobiło się ślisko, a do tego trzeba było omijać tłumy (poważnie, TŁUMY) turystów idących w górę. Najgorsze były Azjatki z wielkimi parasolami w grochy, które zupełnie nie uważały na innych piechurów (do tego stopnia, że Marcin oberwał z takiego parasola w głowę). Wielu też wybrało się na szlak w trampeczkach, sandałkach i innym super - niedostosowanym obuwiu. Gratuluję, nie polecam. Polecam za to wycieczkę na Preikestolen, to jeden z tych "must see", które naprawdę warto odwiedzić!
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz