Ruzafa - dzielnica Walencji, którą koniecznie chcesz odwiedzić!

Ruzafa po arabsku oznacza ogród i - jeśli wierzyć historycznym zapiskom hiszpańskiej Wikipedii - obecna awangardowa dzielnica Walencji właśnie arabskimi ogrodami kiedyś była. Teraz niewiele tu zieleni, po ogrodach wręcz nie ma śladu, a kolorów najwięcej jest na stylowych kamieniczkach i kolorowej elewacji Mercado Ruzafa. Sąsiadująca ze ścisłym centrum, ogrodami Turii i dworcem kolejowym Xativa jest miejscem, do którego zawsze było mi jednak nie po drodze. Aż w końcu tu zamieszkałam.

Historia Ruzafy 

Ruzafa to takie krakowskie Podgórze i Kazimierz w jednym. Tak, właśnie tak określiłabym atmosferę tego miejsca. W średniowieczu były tu podmiejskie ogrody, w wieku XIX już miasteczko. W końcu Ruzafa stała się dzielnicą Walencji, niestety niecieszącą się zbytnią sławą. Lata dziewięćdziesiąte XX wieku to dla niej wręcz czas upadku, gdy stała się sąsiedztwem utożsamianym z przestępczością i gangami narkotykowymi.  Jednak na początku nowego wieku coś drgnęło. Z powodu tragicznej renomy dzielnicy Ruzafa, ceny nieruchomości osiągnęły niemożliwie niskie ceny. Tak niskie, że ktoś wpadł na szalony pomysł, żeby w tym piekiełku zacząć inwestować. Tak, w ciągu dwudziestu lat, z sięgającej dna meliny, Ruzafa stała się dzielnicą aspirujących artystów i awangardowych miejsc, w których z przyjemnością chce się bywać. Pełno tu małych, przytulnych barów, restauracji z całego świata, vintage shopów, czy dizajnerskich sklepów.

Podczas mojego poprzedniego pobytu Rusafę odwiedziłam zaledwie kilka razy. Czas Erasmusa koncentrował się w dzielnicy uniwersyteckiej, czyli wokół Blasco Ibanez, dlatego nawet wyjście do centrum miasta, na El Carmen, było wyprawą. A co dopiero na Ruzafę! W zasadzie tylko w czasie Las Fallas bywało się tam oglądać  świetlne show. Nie pamiętam, żebym tak po prostu spotykała się tam ze znajomymi, czy chodziła na spacery. Wiedziałam jednak, że to dzielnica dość awangardowa, że spotykają się tu artyści, a swoje skrzydła rozwijają młodzi projektanci. Że "tam są podobno fajne bary". Były to wtedy dla mnie tematy zbyt odległe i znacznie przekraczające studenckie możliwości budżetowe. Kto w ogóle jadał wtedy śniadania na mieście?

Co zobaczysz na Ruzafie?

Teraz Ruzafa to moje miejsce. Choć do poprzedniej dzielnicy wpadam czasem w odwiedziny, bardzo się cieszę, że zamieszkałam właśnie tutaj. Co ta Ruzafa takiego w sobie ma? Najpyszniejsze Dulce de Leche, w którym koniecznie choć raz trzeba zjeść śniadanie, Black Turtle, który w mrocznym, ale stylowym lokalu serwuje ciekawie skomponowane burgery, czy La la Land - knajpę w stylu amerykańskiego, przydrożnego baru. W UBIK cafe można poczytać przy dobrej kawie, a tuż za ścianą dobrze zjeść obiad w wersji nieco alternatywnej. Część "jedzeniowa" różni się bardzo od tej kawiarnianej. Gdy w pierwszym przypadku przez okno dostrzeżemy stylowe stoliki i mnóstwo regałów z książkami, drugie miejsce zaaranżowano w stylu "stołówki w garażu". Codziennie w drodze do pracy mijam też libańską restaurację Beuirut, czy meksykańską Chilangos. No i w końcu mamy tu na Ruzafie kubańską tawernę Salsavana, w której wypić można oczywiście rum i po karaibsku zjeść.


Sercem dzielnicy Ruzafa jest niewątpliwie Mercado Ruzafa. Choć architektonicznie moim ulubionym jest Mercado Colon (który w zasadzie sąsiaduje z Ruzafą, więc chętnie o nim tu wspominam), spełnia on nieco inną rolę, niż prawdziwe mercado. W tym na Colon znajdują się restauracje i kawiarnie, natomiast Mercado Ruzafa to prawdziwy targ. Panuje tu mniejszy gwar niż na Mercado Central, gdzie oprócz mieszkańców Walencji, robiących codzienne zakupy, ciągle trzeba przeciskać się przez tłumy zwiedzających. Z drugiej strony Mercado Ruzafa swój spory rozmiar ma, więc spokojnie można wybierać tu w ogromnej ilości dostępnych towarów: od owoców morza, przez ryby, rozmaite mięsa, oliwki, przetwory, aż po świeże warzywa i owoce. Czasem, zamiast do pobliskiej Mercadony, czyli supermarketu, w którym wszystko mam pod ręką, wolę wybrać się właśnie na Mercado Ruzafa, chociażby po to, żeby kupić wspaniałe oliwki, jakich nie dostanę w żadnym sieciowym sklepie. Z cenami jest różnie: niektóre produkty są dużo droższe, inne z kolei aż śmiesznie tanie.


A jak już jesteśmy przy zakupach, to najbardziej oryginalne rzeczy można dostać w Walencji w dwojaki sposób. Jednym z nich są pchle targi, które odbywają się w różnych dzielnicach Walencji w rożnych terminach (przy stadionie Mestalla, w każdą niedzielę odbywa się jeden z większych takich targowisk). Drugim - małe vintage sklepiki i alternatywne studia/sklepy/showroomy. Te pierwsze mam ulubione dwa. Jeden znajduje się przy Calle Ruzafa 52 i kupić w nim można najczęściej jeansy Levis za 5 do 15 euro, choć raz znalazłam klasyczny trencz Burrbery za 20 euro (nie, drogie panie, nie kupiłam go. Był o dwa rozmiary za duży...). Drugie miejsce to Madame Mim. Second hand, freak-shop, które bardziej niż sklep, a nawet vintage shop, wygląda jak magazyn teatralny. Znaleźć tam można wszystko: od sukienek, przez biżuterię, okulary, meble, szalone nakrycia głowy (czytaj: hełm), po sutannę i manekiny ubrane w kreacje z Rio. Ceny nie tak szalone jak spodnie za 5 euro, ale można trafić na niesamowite perełki!


Do tej całej mieszanki dochodzi jeszcze jedna kwestia: Ruzafa to dzielnica przepięknych, jednokierunkowych uliczek, kolorowych budynków i czasu, który płynie tu jeszcze wolniej, niż w całym mieście. Rano, w drodze do pracy, mijam starsze panie z wózkami kierujące się w stronę mercado, właścicieli sklepików i warzywniaków, czy rzemieślniczych warsztatów, którzy dopiero otwierają swoje małe królestwa. Bary nieśmiało wystawiają o poranku swoje pierwsze krzesła i stoliki, inne od dawna parzą kawę dla idących do pracy. Choć Walencja zdaje się być niespieszną oazą beztroskiego życia, Ruzafa jest nią chyba jeszcze bardziej. Żyje swoim niezmącanym tempem i sielankowym życiem.




Jednak gdy nadchodzi Las Fallas, Ruzafa przeistacza się w najbardziej rozbawione, zatłoczone i głośne miejsce na mapie całej Hiszpanii, pełne muzyki i przede wszystkim szampańskiej zabawy! Ten czas właśnie się rozpoczął, więc Drodzy moi, idę żyć pełnią tutejszego życia!
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz