Jak poznawać nowych ludzi? Wpadnij pod samochód, najlepiej na Tibidabo.

Było piękne sobotnie południe, kiedy przejechałam z Parku Güell pod Tibidabo. Planowałam wyjechać na sam szczyt, bo Tibidabo to ponoć najpiękniejszy punkt widokowy nad całą Barceloną. Czas specjalnie mnie nie gonił, jedyne co miałam zaplanowane jeszcze na ten dzień, to udać się później do Pawilonów Güell. To miała być przykładowa sobota polskiego turysty w Barcelonie.

Niebieski retro-tramwaj, którym wyjeżdża się do połowy góry,  prawie zwiał mi sprzed nosa. Na szczęście pan motorniczy nie dość, że - widząc mój sprinterski bieg - poczekał, to jeszcze wpuścił na piękne oczy! Głupio mi było i koniecznie chciałam zapłacić za bilet, ale na upartego Katalończyka nie ma rady.  Uprzejmie jednak mnie ostrzegł, że Tibidabo jest zamknięte.  -Zamknięte? Proszę pana, ale jak GÓRA może być zamknięta? - zapytałam zdziwiona. Okazało się, że park rozrywki, który znajduje się na szczycie i kolejka, którą można tam dojechać mają zimowe wakacje, więc dotrzeć mogę tylko do połowy góry. Okej, widoki i tak powinny być niezłe. 

Godzinny spacer na Tibidabo

Na szczyt niby godzina/półtorej spaceru. Co to dla mnie, dziewczyny z gór, taki spacer? Podziękowałam za wskazówki i dziarsko ruszyłam przed siebie. Przez pierwsze pięć minut było super: słońce świeciło, było przyjemnie ciepło, a droga niespecjalnie nawet pięła się w górę. Tylko że za zakrętem był cień. Zimny, wietrzny cień, który totalnie opanował drogę na kolejne kilkanaście minut. Był też odcisk na stopie, który powiększał się i bolał coraz bardziej, z każdym kolejnym krokiem czułam, że to nie był chyba dobry pomysł. Decyzja zapadła szybko - zawracam. 


Doszłam spokojnie do punktu wyjścia (czyli miejsca, w które dojeżdża tramwaj), z którego właśnie uciekł mi autobus miejski (tramwaj też, wiadomo). Zamiast więc schodzić za nimi, postanowiłam przedrzeć się przez tłum zaparkowanych na ścieżce obok samochodów i - tym razem słońcem - wyjść kilka kroków wyżej. Patrzyłam sobie na panoramę Barcelony, podziwiałam widoki i tak szłam z nogi na nogę, powoli, czekając na idealne miejsce do zdjęć. Nic nie wskazywało na to, że zaraz wpadnę pod samochód...


Z Tibidabo są piękne widoki! Miej więc oczy dookoła głowy, a najlepiej - z przodu

Spojrzałam przed siebie i odskoczyłam w ostatniej chwili! Biała skoda skręciła z impetem w prawo i wjechała w przydrożne krzaki. Musiała już trochę czasu cofać, ale jakoś jej nie zauważyłam. Nie wiem, kto był bardziej przerażony, więc szybko się ogarnęłam i w miarę możliwości pomogłam kierowcy wrócić na prostą, żeby dalej mógł sobie spokojnie cofać. Ja planowałam iść spokojnie dalej.

Wtedy zobaczyłam jego uśmiech. Oczy spoglądały na mnie przenikliwie, jakby próbowały się upewnić, że nic mi nie jest. Zapytałam więc kurtuazyjnie, czy tam na górę, tą właśnie ścieżką, jest po co iść. - Ładne widoki są - odpowiedział. -Panie, to to ja już stąd widzę - pomyślałam. Uśmiechnęłam się więc tylko i z nogi na nogę podreptałam sobie dalej. Nagle coś mnie tknęło - Po cholerę pójdziesz cykać 1736 takie samo zdjęcie? Weź wsiadaj i jedź z nim! - moje myśli zaskakiwały nie tak, jak krzaki zaskoczyły cofającego kierowcę. Odwróciłam się na pięcie i z uśmiechem podeszłam do wciąż cofającego samochodu. - Jedziesz może na dół? - zapytałam odważnie w castellano, próbując odkopać głęboko ukryte i zakurzone resztki mojego akcentu - Tak, właśnie skończyłem trening i zjeżdżam - odpowiedział nieznajomy -Mogę się z Tobą zabrać? - nieśmiało zapytałam. Nie odpowiedział. Wycofał do miejsca, w którym spokojnie mogłam przejść między samochodami i zawołał: Jasne!


Co było dalej? Zaczęliśmy rozmawiać, jak to zwykle robią ludzie, którzy dopiero co się poznali. I tak sobie rozmawialiśmy, trochę o życiu w Barcelonie, trochę o życiu w Polsce. O podejściu do tego życia i ludzkim uśmiechu. Przyznałam się, że chciałabym kiedyś mieszkać w Hiszpanii. I wtedy usłyszałam od nieznajomego najpiękniejszy komplement, jaki tylko mógł paść wtedy z jego ust...
-Szukasz już tutaj pracy? Nie ma na co czekać, skoro tak dobrze znasz język, to pracę dostaniesz od ręki - po czym zerknął na mnie i szeroko się uśmiechnął. Zatkało mnie. A jak trochę odetkało, to w polskim stylu odpowiedziałam: - No co Ty, przecież mam straszne braki w słównictwie, gramatyce, dawno nie używałam języka... - Ale ja chyba lepiej wiem? - przerwał mi krótko i skutecznie. Zmieszałam się chyba bardziej, niż mi się wtedy wydawało, a moja twarz przybrała kolor dojrzałego buraka.  

Na Tibidabo wspina się długo, wraca - kilka sekund 

Z Tibidabo miałam jechać do Pawilonu Güell. Ale żeby to zrobić, musiałabym wysiąść z samochodu po jakichś trzech minutach. Tak się zagadaliśmy, że wysiadłam... Po dwudziestu, na drugim końcu miasta. Do pawilonów już nie dotarłam. Ale tam na górze stwierdziłam, że pawilony w sumie nigdzie mi nie uciekną, a biała skoda - tak. Wybór przecież był prosty.
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz