Czy bloger może żyć bez smartfona?

Rano wrzuciłam jeszcze zdjęcie na Instagram i poszłam do salonu. Wzbraniałam się przed tym ponad pół roku, ale zostały mi ostatnie trzy dni gwarancji, nie miałam wyjścia. Nerwowo wylogowywałam się ze wszystkich aplikacji, lub po prostu usuwałam konta i chyba ze trzy razy sprawdzałam, czy aby na pewno wszystko zgrałam. Wróciłam do domu i odruchowo sięgnęłam do torebki po telefon, żeby zadzwonić do mamy. "No tak, zaczęło się" - pomyślałam. "Detoks może i się przyda, ale jak żyć bez Facebooka, Instagrama, a przede wszystkim maila i Whatspp'a? Co z postami, wiadomościami...?". No właśnie, czy bloger może w ogóle żyć bez smartfona? 

 


Po raz pierwszy wifi w moim telefonie odmówiło mi posłuszeństwa już w styczniu, gdy jedliśmy z Piotrkiem pizzę w Bergamo. Była to akcja jednorazowa, więc zbytnio się tym nie przejęłam. Potem niestety zdarzało się to coraz częściej, ale mam przecież spory pakiet danych komórkowych, więc wifi nie było mi specjalnie potrzebne. Szczególnie, że gdy byłam w Kopenhadze czy na Cyprze, akurat działało bez zarzutu - jakby wyłączenie aparatu na czas lotu dokonywało w nim "cudownego uzdrowienia". Dobrowolne oddanie smartfona do naprawy odwlekałam przez to w nieskończoność. Mimo kończącego się okresu gwarancyjnego, pewnie nie oddałabym go wcale, ale gdy na początku sierpnia nie miałam przez tydzień internetu w telefonie, ani w ogóle w domu i musiałam korzystać z wifi gdzie tylko było to możliwe, mój smartfon całkowicie odmówił współpracy w tej kwestii. Nie przywrócił go do porządku nawet wyjazd do Berlina. Patrząc na kalendarz moich najbliższych wyjazdów zagranicznych, nie miałam więc wyboru. Z bólem serca pożegnałam na jakiś czas mojego multi-super-hiper-(czasem zawodnego)-smartfona. A potem pomyślałam: "No dobra, nie narzekaj i nie lamentuj, tylko niech Ci się ten czas na coś przyda. Zrób sobie detoks i potraktuj to jako eksperyment". Bardzo proszę!

Tego samego dnia, jadąc samochodem, sprawdzałam pocztę, FB i Instagram na smartfonie siostry dwa razy. Po powrocie do domu od razu włączyłam komputer. Bez wirtualnego świata czułam się jak bez ręki. Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było chwycenie za telefon. "Zaraz, zaraz, nic tu przecież nie sprawdzę!" - krzyknęłam rozpaczliwie w myślach. Powstrzymałam się jednak przed włączeniem komputera. Na spokojnie wstałam, zjadłam śniadanie, chwilę się pokrzątałam i dopiero później odpaliłam laptopa. Cały ranek sama ze sobą, bez natłoku informacji. Było... dziwnie, ale bardzo przyjemnie. Przez chwilę.

Przymusowy detoks, przypadkowy eksperyment 




Jeszcze dziesięć dni temu sporo z powyższych mogłabym zaznaczyć i spokojnie zmieściłabym się w górnej granicy męskiego wykresu poniżej. Patrzę na tabelkę z obrazka pod spodem i jestem przerażona - gdybym zliczyła wszystkie jazdy autobusem, pociągiem czy samochodem jako pasażer, tylko to dałoby mi taki wynik. A co z resztą? Mając taki obraz siebie, jako użytkownika smartfona, wizja powrotu do telefonu, który jest tylko telefonem, była co najmniej przerażająca.

Źródło: Raport POLSKA.JEST.MOBI (2015)


Znalazłam w szufladzie starą Nokię. Taką wiecie, bez wifi i Facebooka, nawet bez muzycznych klawiszy, bo te już dawno przecież odpadły. Naładowałam ją, włożyłam kartę sim, włączyłam i... Ekhm, na tapecie pojawiły się Atomówki. Telefon zaktualizował sobie datę i godzinę, po czym uroczo się zawiesił. Wyjęłam baterię, powtórzyłam wszystko od początku i telefon ruszył z kopyta.

Na początku miałam wrażenie, że dotyka mnie syndrom odstawienia: to nieustanne, nerwowe spoglądanie na telefon i ciągłe łapanie się na tym, że i tak nie mogę przecież sprawdzić tutaj poczty. Permanentny stan podwyższonej czujności. Jakby za chwilę coś miało się wydarzyć, coś bardzo ważnego, a mnie to ominie.  Nie miałam co prawda zawrotów głowy, ani drżenia rąk, ale stan niepokoju utrzymywał się dość długo. Postanowiłam, że za każdym razem, gdy sięgnę po telefon, zapiszę to. I wiecie co? Zapisywałam pierwsze dwa dni. Potem jakby przeszło.

Trochę oszukiwałam

 

Telefon oddałam do naprawy we wtorek, w czwartek wyjeżdżałam na trzy dni, bez komputera. Z powodu pracy musiałam mieć dostęp do maila, więc z pomocą przyszła mi siostra i pożyczyła swojego smartfona. Skoro jednak miał być detoks, trzymałam się restrykcyjnych ograniczeń. Facebooka sprawdzałam tylko wieczorem, a przez te 10 dni wrzuciłam na Instagram tylko jedno zdjęcie. Nie było relacji na Snapchacie, nie używałam Whatsappa. Po powrocie oddałam jej smartfona i wróciłam do mojej Nokii z Atomówkami. Było prościej niż za pierwszym razem, ale zwyczajnie niewygodnie.


Więcej wad, niż zalet

 

Jest wielka zaleta używania starego telefonu - on wciąż trzyma baterię cztery dni! Nie trzeba nosić powerbanków, ładowarki i martwić się, że i tak urządzenie zaraz się wyłączy. Dodałabym jeszcze poręczny rozmiar urządzenia,  bo mieści się w każdej kieszeni i torebce. I to w zasadzie byłoby na tyle.

Poczucie dyskomfortu jest niestety dużo większe, niż wspomniane wyżej zalety. Nie mogę zrobić zdjęcia gdy coś mnie zachwyci, zaintryguje, czy rozśmieszy. Nie mogę się z Wami podzielić niczym "na gorąco", przez co bardzo osłabł mi z Wami kontakt. Poważnie, nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak to odczuję! Liczyłam, że uda mi się jakoś lepiej zorganizować, bo nie będę tracić czasu na bezsensowne przeglądanie fejsbukowej tablicy, ale nic z tych rzeczy. Dużo więcej spędzam go teraz przed komputerem, bo wszystko mi się kumuluje. Nie mogę odpowiadać na Wasze komentarze czy maile w miarę na bieżąco. Gdy mam smartfona, staram się to robić chociażby w autobusie, czy czekając na przystanku. Co więcej, gdy mam stały dostęp do internetu, korzystam z niego sensowniej: sprawdzam co mam sprawdzić, wrzucę co mam wrzucić, odpiszę na to, na co mam odpisać i koniec. Teraz ciągle mam wrażenie, że czegoś nie nadrobiłam, albo coś mi umknęło. A przecież będąc w domu, komputer i tak  jest cały czas włączony: w kartach otwarty Facebook i obowiązkowo obie skrzynki mailowe.

 

A zatem... Czy bloger może żyć bez smartfona?

 

Może i by mógł, ale jakoś słabo to widzę. W erze Facebooka, Instagrama, Twittera, Snapchata i setek innych, trudno wyobrazić sobie życie bez możliwości stałego dostępu do internetu. Smsy często zastępowane są wiadomościami z Messengera, Whatsapp'a czy po prostu mailami. Aha, bo wiecie przecież, że pisanie bloga to też cała masa działań pobocznych? Poważnie, bez systematycznych działań w social media niewiele bloger może zdziałać. Zresztą, umówmy się - nawet jeśli nie jesteś blogerem, życie ze smartfonem jest zwyczajnie łatwiejsze.  W poniedziałek znowu wyjeżdżam (tym razem na tydzień, do Andaluzji) i mam nadzieję, że uda mi się pożyczyć smartfona na ten czas. Mój ma wrócić dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.

Na zakończenie doszłam do najważniejszego wniosku: detoks bardzo mi się przydał i planuję od czasu do czasu tak zorganizować sobie pracę (nie tylko blogową), żeby spędzić weekend w 100% offline. To jest naprawdę świetny i błogi czas, polecam :)

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

14 komentarzy :

  1. To jest przerażające...
    Kilka razy próbowałam się od tego wszystkiego odciąć, ale usuwając aplikację Fb z telefonu, wchodziłam na niego i tak przez przeglądarkę :( Swoją działalność na Fb ograniczyłam już jakieś 2 lata temu, ale ciągle podglądałam innych. Do zeszłego tygodnia, kiedy to, co dzieje się na Fb przeraziło mnie na tyle, że przestałam obserwować niemal wszystkich moich znajomych! I brak tego natłoku informacji jest dla mnie niesamowity :-) Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łukasz | Kartka z Podróży4 września 2015 18:17

    Smartfony dają radę. To właśnie dzięki szybkiej wymianie informacji jesteśmy w stanie więcej zrobić, więcej osiągnąć... i potem cieszyć się beztrosko pozostałym wolnym czasem. (-:,

    OdpowiedzUsuń
  3. ja dopiero dzisiaj zainstalowałam Facebooka messangera na telefonie :) i faktycznie czasem powinniśmy zrobić sobie swego rodzaju odwyk od smartfonow.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej trudno byłoby mi blogować bez smartphona (chociażby wrzucać rzeczy na Insta). Chociaż czasami lubię sobie odpocząć od social mediów (np. na Bałkanach zdarzało się, że nie było internetu przez 3 dni).

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobną ulgę odczułam, kiedy przestałam oglądać telewizję! Przyszły tydzień też będzie dość oczyszczający (i szczęśliwy do kwadratu przez Hiszpanię <3 ), a mam wielką nadzieję nie wracać do tego szaleństwa, które mnie opanowało. Powrót do smartfonowania planuję rozsądnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie, lepszy smartfon w garści, niż Atomówki na ekranie! Te ostatnie niewiele mogą :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Detoks polecam, całkowitego powrotu do Atomówek - niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. W podróży też lubię być offline, ale po pewnym czasie zaczyna mi brakować tego, że nie dzielę się tymi wszystkimi wspaniałościami, które gdzieś tam mi się przytrafiają. Umiar, umiar i jeszcze raz umiar ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie mógłby, ale pytanie po co? Świat idzie do przodu i skoro ktoś to wymyślił, ludzie z tego korzystają to nie ma sensu uciekać przed techniką. W końcu i tak kiedyś nas dopadnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe doświadczenie. Też planuję taki detoks. Ale myślę, że blogowanie bez przeróżnych aplikacji byłoby dużo trudniejsze. Więc po co się męczyć? ;) Przy czym trzeba zachować umiar, bo bycie dostępnym online 24h na dobę jest zdecydowanie niezdrowe. Albo jak zamiast rozmowy przy stole robimy sobie selfie, dodajemy focię na insta i oceniamy knajpę na fejsiku i potem w czasie posiłku dodajemy te wszystkie foty zapominając, że jesteśmy w danym miejscu z rodziną/znajomymi/partnerem. O uzależnieniu od smartfonów bardzo ciekawie pisze Przemek w sierpniowym poście (http://www.autostopem-przez-zycie.pl/zycie-w-sieci-towarzyskiej/). Polecam ku przestrodze ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Też mam teraz miesiąc bez smartfona - zbiłem w swoim szybkę i ot mam starą Nokię. Musiałem więc na początek ustawić datę i godzinę i zawsze to muszę robić - kiedy tylko zmieniam kartę sim (mam jedną jeszcze z polskim numerem). Faktem jest, że bateria trzyma ponad tydzień. Albo lepiej - dostajesz sygnał: bateria rozładowana - czyli wiesz, że przetrzyma jeszcze ze trzy dni. Inną sprawą jest, że faktycznie non stop jesteśmy teraz jakby w pracy: człowiek cały czas oczekuje na wiadomości, lajki, sprawdzamy po kilka razy maile, i tak stan gotowości nie jest do końca zdrowy dla nas - fajnie było by mieć jakąś dietę informacyjną :) Mimo wszystko: smartfon jako smartfon to narzędzie niezastąpione. Nie wyobrażam sobie dzisiaj chodzić z aparatem (nawet najmniejszym) po mieście i robić zdjęcia, potem wracać do domu, podłączać go do komputera - i potem dopiero wrzucać zdjęcia - i tak najlepiej z kilka razy dziennie ;) Tak wiec obawiam się, że jesteśmy skazani na zagładę ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tego się trochę oduczyłam właśnie i bardzo mnie to cieszy! A telefon właśnie wrócił <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak gdzieś jadę, nie wyobrażam sobie bez aparatu, ale w takim codziennym życiu to jasne! Trzymaj się dzielnie, mnie detoks się już skończył :D

    OdpowiedzUsuń