Kopenhaga w 48 godzin l cz. 2

Zwiedzanie Kopenhagi w słoneczną środę było dużo przyjemniejsze niż w deszczowy wtorek. Chociaż pokonałyśmy na nogach dużo więcej kilometrów, odwiedziłyśmy Syrenkę, Christianię i Nyhavn, znalazłyśmy też czas na błogie lenistwo w ogrodzie botanicznym. Taki finał naszego wypadu sprawił, że bardzo, ale to bardzo nie chciało się nam wracać do Polski i codziennych obowiązków. 



Dzień rozpoczęłyśmy od spaceru przez Langelinie Park, w którym znajduje się jedyna w Kopenhadze pozostałość miejskich fortyfikacji - Kastellet. Cytadela zbudowana jest na planie pentagramu i właśnie dlatego w ogóle tam dotarłyśmy - bardzo zainteresowała nas ta "wysepka" na mapie i choć nie mogłyśmy za bardzo znaleźć informacji o tym, co to tam się znajduje, uznałyśmy, że warto będzie się przejść i sprawdzić. Szczególnie, że była to droga prowadząca od stacji metra do pomnika Małej Syrenki.


Na szczęście byłyśmy w Kopenhadze poza sezonem, więc udało nam się zrobić zdjęcie Syrenki bez tłumu turystów wkoło. Tych, którzy wybierają się do stolicy Danii w sezonie, ostrzegam - przy większym zagęszczeniu odwiedzających, można łatwo Syrenkę... przegapić. Tak, przegapić, bo pomnik ma jedynie 125 centymetrów wysokości.

Kopenhaska Syrenka w wersji mini.

Po szybkiej sesji zdjęciowej w towarzystwie Andersenowskiej Bohaterki, ruszyłyśmy w kierunku ogromnej kopuły, która przez cały czas odbijała mocno świecące mocno słońce i raziła nas w oczy. Po drodze minęłyśmy kościół anglikański, w którym właśnie skończyło się nabożeństwo, później obfotografowałam tam jedną parę i idąc dalej,  nagle usłyszałyśmy muzykę. Z każdą chwilą stawała się ona coraz głośniejsza, aż naszym oczom ukazała się uroczysta orkiestra dęta, złożona z prawdziwych kopenhaskich gwardzistów!


Idąc w ich kierunku dotarłyśmy do chyba najbardziej rozpoznawalnego obrazka Kopenhagi - kanału Nyhavn. Słońce wciąż pięknie świeciło, więc w porze lunchu Duńczycy opuszczali swoje biura, żeby zjeść sałatki i kanapki, siedząc na brzegach, mostach i ławeczkach, ciesząc się przy tym prawdziwym powiewem wiosny. 




I my przysiadłyśmy na chwilę, żeby odpocząć, choć każda kolejna przerwa robiła się niebezpiecznie dłuższa, a w planach wciąż było sporo… W międzyczasie pojawiały się nam także punkty programu nie do końca zaplanowane. Na przykład trafiłyśmy na takie cudo!


Tak jest! To miejska, publiczna, najprawdziwsza trampolina! Był pretekst do kolejnego przystanku, tym razem jednak pozbawionego lenistwa, a ciężkiej, trampolinowej pracy :)


Z Nyhavn skierowałyśmy się w stronę Christiani, do której wysyłał nas każdy znajomy, bo to "najciekawsze miejsce do zobaczenia w Kopenhadze, koniecznie musicie tam pójść!". Tylko znajoma mojej babci, która mieszka w Danii na co dzień, złapała się za głowę, zrobiła wielkie oczy... po czym powiedziała: "Masz rację dziecko, młoda jesteś, idź i się baw! Tylko uważaj na siebie."


O co tyle halo? A o to, że dzielnica Christiania, a raczej Wolne Miasto Christiania, to samostanowiące się osiedle, któremu duńskie władze nadały legalny status niezależnej społeczności. Panuje tam anarchia, hipisi i haszysz. Generalnie peace&love. Kolorowe domki, bujne ogródki, a na targowych straganach można kupić marihuanę i bransoletki, alkohol i spódnice. Nie brakuje też knajpek vege i trawników do relaksu. Cóż, mimo panującej tam atmosfery relaksu, czułam się dość nieswojo i średnio bezpiecznie. 

Na terenie Christiani nie wolno robić zdjęć, o czym przypominają co chwilę znaki, malunki i ludzie wkoło. Przed znakiem o zakazie fotografowania udało mi się zrobić zdjęcia, które może choć trochę pokażą Wam, o jakich klimatach mówię. 


Wielokrotnie pojawiały się próby "przywrócenia porządku" na terenie Christiani, ale na nic się one zdały. Dzielnica żyje swoim życiem, rządzi się własnymi prawami i już chyba wszyscy mieszkańcy Kopenhagi po prostu się do tego przyzwyczaili. 

Zbliżała się godzina 14, więc do wyjazdu na lotnisko miałyśmy jeszcze prawie cztery godziny. Wsiadłyśmy w metro i pojechałyśmy prosto do ogrodu botanicznego. Tam, na zielonej trawce, rozłożyłyśmy kurtki, zdjęłyśmy buty i popijając Carlsberga leniłyśmy się całe półtorej godziny! Słońce opalało nam nosy, a stopy w końcu odpoczywały. To było dokładnie to, czego potrzebowałyśmy po tych dwóch, -jakże intensywnych - dniach!



Na sam koniec podeszłyśmy jeszcze do Pałacu Rosenborg, ale już tylko od tyłu. Przemęczone stopy i gigantyczna odległość do głównego wejścia nie pozwoliły nam na obejść go całego. Zadowoliłyśmy się widokiem od tyłu. 

Czy droga powrotna obyła się bez przygód? Jasne, że nie! Choć na lotnisko dotarłyśmy bez przeszkód (miałyśmy więcej szczęścia niż rozumu, bo kontrola biletów w metrze odbyła się na 3 minuty przed końcem ważności naszych 24godzinnych!), samolot wylądował w Modlinie z opóźnieniem. Oznaczało to, że odjechał nam już autobus na dworzec, a jadąc kolejnym,  nie zdążę oczywiście na pociąg. Dochodziła 23:00, rano miałam stawić się na zajęciach w Krakowie. Marta zdążyła już kupić bilet na autobus z koleją do Warszawy, ale przy automacie zaczepił mnie Włoch, prosząc o pomoc w ogarnięciu transportu. Skończyło się tak, że wzięliśmy taksówkę (pan był bardzo okej, skasował nas 20zł za kurs, co przy podziale na 3 osoby nie było żadnym dramatem - autobus kosztuje 5zł) i wraz z nowo poznanym kolegą dotarliśmy do Krakowa o 4 rano. O 11 byłam już w drodze na uczelnię, przetrwałam zajęcia ze statystyki, a potem nawet zaliczyłam kolokwium. Da się? No pewnie, że się da!

---
Zachęcam Was również do przeczytania 1 części wpisu Kopenhaga w 48h. A rowerowym maniakom (i nie tylko!) polecam też moją rowerową galerię zdjęć z Kopenhagi. Natomiast u Marty na blogu PODRÓŻNICZO możecie przeczytać o praktycznym zwiedzaniu Kopenhagi - ceny, godziny otwarcia i wszelkie wskazówki, które pomogą Wam zaplanować swoją wizytę w stolicy Danii.

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

17 komentarzy :

  1. Uwielbiam takie szybkie powroty do rzeczywistości tuż po podróży, od razu z marszu :) Super Kopenhaga wygląda na Twoich zdjęciach. Miło jest mi popatrzeć na miejsca, w których byłem i widzieć, że coś się pozmieniało. Przy najbliższej okazji chętnie tam wyskoczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Co do szybkich powrotów - to faktycznie często wychodzi mi na dobre, bo człowiek nie zastanawia się za długo, tylko działa! To coś dla zadaniowców, w końcu im więcej na głowie, tym lepsza organizacja :) Ale mimo wszystko wolę, jak mam chwilę oddechu, żeby nacieszyć się tą podróżą, która właśnie się skończyła. Refleksje, wspomnienia i czas, żeby przeżyć niektóre chwile jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadłam, że to trampoliny!
    Podobno dzielnica w Wilnie też mnie nie rzuciła na kolana...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadłaś! Fantastyczny wynalazek, chciałabym takie w Krakowie :D
    Czy mimo "peace&love" też czułaś się w Wilnie trochę nieswojo i średnio komfortowo?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, w samym Wilnie było całkiem fajnie, chociaż zwiedzałam je całkiem sama ;-) Ale w tej dzielnicy wolałabym być jednak z kimś jeszcze, choć nie była tak odjechana jak ta w Kopenhadze, to było tam... dziwnie :p

    OdpowiedzUsuń
  6. I know what you mean :D Wilno pamiętam jak przez mgłę, bo byłam jako dzieciak i z rodzicami, więc w dzielnicy, o której mówisz, raczej mnie nie było :p

    OdpowiedzUsuń
  7. CPH stała się mocno popularna ostatnio, pewnie dzięki taniemu połączeniu z Modlina

    OdpowiedzUsuń
  8. Agnieszka/zależna w podróży3 czerwca 2015 14:26

    125 cm?! Ale numer! W życiu się nie spodziewałam :D pożyteczny wpis. Dzięki za niego :). Zapisuję do notatek o Danii - na przyszłe wojaże

    OdpowiedzUsuń
  9. Trampolina rewelacyjna! A o tej dzielnicy nie wiedziałam. Dopisuje Kopenhagę do miast, które chcę odwiedzić w najbliższym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mateusz Rosadziński4 czerwca 2015 14:18

    Ostatnio bardzo dużo biletów tanich do Kopenhagi, już jakiś czas temu myślałem, aby się tam udać, może na przyszły rok :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, też myślałam, że jest troszkę bardziej okazała :P Polecam się :D

    OdpowiedzUsuń
  12. A i do Modlina można niedrogo dojechać!

    OdpowiedzUsuń
  13. Trampolina to chyba największe i najfajniejsze zaSKOCZenie na wyjeździe :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Byle nie w pełnym sezonie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kopenhaga już za dwa tygodnie, więc i ja zdążę przed pełnym sezonem:). Bardzo przyda mi się Twój wpis, może zajrzę i ja do Christiani:).

    OdpowiedzUsuń
  16. Apprpve
    5 cze 2015 20:50 "Disqus" napisał(a):

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdążysz, życzę dużo słońca! :)

    OdpowiedzUsuń