Jarmark adwentowy w Wiedniu.

Jarmarki adwentowe już od połowy listopada wyskakiwały mi na Facebooku w dosłownie co trzecim statusie. Zdjęcia mieniły się kolorami i światełkami, niewiele brakowało, żeby poczuć unoszący się w powietrzu zapach grzańca, także bez problemu można było wczuć się w klimat zbliżających się Świąt. A pamiętając o założeniu wyjazdu poza Kraków i Żywiec przynajmniej raz w miesiącu, nie mogło paść na nic innego, jak właśnie na jarmark przedświąteczny. I tak w grudniu padło na Wiedeń.



Mieszkanie na południu Polski ma swoje niewątpliwe zalety - Wiedeń od Żywca dzieli nieco ponad 350km,  dlatego spokojnie można było wybrać się na jeden dzień. I tak w zeszłą sobotę - jeszcze przed wschodem słońca - wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę. Już przed 11 staliśmy pod Katedrą św. Stefana i rozpoczęliśmy nasz spacer.


Pogoda była doskonała! Świeciło słońce, temperatura nie mroziła nosów, jednocześnie chłód zachęcał do ogrzania się pomarańczowym ponczem czy grzanym winem. Miasto było już przepięknie udekorowane, niestety spacerowanie w ciągu dnia pozbawiło nas przyjemności rozkoszowania się nocnym klimatem - przynajmniej w centrum miasta. 



W Wiedniu jarmarków jest kilka. Nawet bez specjalnego przygotowania można by było się kręcić tu i tam, co chwila wpadając na budki z jedzeniem, stoiska z ozdobami, a nawet na koncerty. Oczy nie mogły się napatrzeć, a nos tylko wyczuwał coraz to nowe zapachy. Tylko to słońce i kwitnące drzewa burzyły trochę świąteczny obrazek!

 
Czekoladowe tabletki na całe zło tego świata!

Gdyby nie jarmarki adwentowe, Wiedeń i tak byłby niemożliwie świąteczny! Każda wystawa przypominała krainę Świętego Mikołaja, każde wejście do sklepu/restauracji/gdziekolwiek było przyozdobione. Sklepy w środku też wyglądały jak przeniesione z fabryki na Biegunie Północnym. Tak, gdy w me ręce dostało się jeszcze jabłko na patyku w karmelizowanym cukrze, czułam się jakbym miała 5 lat, a zza rogu miał zaraz wyskoczyć elf :)

 
Wiedzieliście kiedyś, żeby owoce na drzewie były wielkimi świecącymi muffinami? :)

Nasz wiedeński spacer trwał ponad pięć godzin, ale to wcale nie był koniec! Gdy zaczęło się robić ciemno, pojechaliśmy do Pałacu Schönbrunn - to było właśnie to, na co najbardziej czekałam. Oświetlony pałac, gigantyczna choinka, a pod choinką scena i śpiewający świąteczne piosenki chór. Atmosfera była wspaniała, pomarańczowy poncz smakował jeszcze lepiej niż pachniał, a dymy unoszące się znad budek tworzyły naprawdę niezły klimat.

 
Bombki made in Poland!
Pałac od strony ogrodów.


Jeśli nadchodzący weekend planujecie spędzić inaczej niż sprzątając, gotując i biegając za prezentami, to zdecydowanie polecam odwiedzić jakieś przedświąteczne jarmarki. Te w Wiedniu były wspaniałe, ale są też przecież w Niemczech, Czechach czy na naszym podwórku. Ten Krakowski jest całkiem fajny, choć słyszałam, że Wrocław dopiero "robi robotę". A może u Was w okolicy są jakieś małe, lokalne jarmarki? :)

4 komentarze :

  1. Zazdroszczę!:) Muszę się kiedyś wybrać!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Miło widzieć kolejny jarmark. U mnie prezentowałem kilka dni temu świąteczny jarmark, który odwiedziłem w Brukseli. Było ładnie, miło, klimatycznie. Coś niesamowitego. Nigdy nie byłem na jarmarku w Wiedniu, w samym Wiedniu i owszem. Moja przyjaciółka odwiedzała go tuż przed startem jarmarku - rozkładały się właśnie stragany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wiedniu byłam już kilka razy, ale w świątecznym klimacie po raz pierwszy. Było zupełnie inaczej niż wiosną czy latem, samo miasto prezentowało się jakoś tak... magicznie. Bruksela u Ciebie też niczego sobie! :)

      Usuń