Złap byka za rogi! Prawdziwa hiszpańska fiesta.

14:00 - strzał. Po kilku sekundach słychać gwar, zza rogu wybiega tłum ludzi, a za nimi byki. Najprawdziwsze, rozwścieczone byki. Witajcie w Segorbe, trwa tu właśnie Entrada de toros y caballos.


Sobotę planowałyśmy spędzić w Murcii, jednak ani odległość, ani tamtejsze zabytki nie zachęcały przesadnie do wycieczki. Szczególnie, że pytając się znajomych co warto zwiedzić w Murcii, padała odpowiedź: "wcale nie warto jechać". Zanosiło się więc na to, że weekend spędzimy leniwie na plaży.

Przeglądając w piątkowe popołudnie kolejne oferty przejazdu do Madrytu, Karolinę nagle olśniło! Nauczycielka na kursie hiszpańskiego odradzając Muricę powiedziała jej, że w Segorbe trwa w tym tygodniu Entrada de toros y caballos. Tłumacząc w skrócie - niedaleko od Walencji można zobaczyć najprawdziwszą fiestę i byki goniące ludzi po ulicach. Nie musiałyśmy się długo zastanawiać, a do pomysłu szybko przekonali się też nasi wspólokatorzy :)


Segorbe to niewielkie miasto położone nieco ponad 50km na północny wschód od Walencji. Podróż pociągiem była szybka, komfortowa (ach, jakby to człowiek chciał jeździć tak w Polsce... ). Wysiedliśmy na dworcu i podążyliśmy w stronę najstarszych zabudowań. Bardzo pod górę. 


W mieście było podejrzanie cicho. Skoro od kilku dni odbywa się tu fiesta, spodziewaliśmy się widoku jak po huraganie, albo raczej huraganu. Zapytaliśmy jednego pana, "którędy do byków", ale niestety nie wiedział. 



Tak, to był moment, kiedy pomyśleliśmy, że to chyba złe miejsce. Na szczęście następna uliczka doprowadziła nas na start. O godzinie 11.00 ruszyła gonitwa dziecięca.


Nie trwało to długo, dlatego pokręciliśmy się trochę po mieście i od 13 zajmowaliśmy już miejsca na trybunach. 


Nieco przed drugą na plac zaczęły wmaszerowywać małe orkiestry dęte, grając, śpiewając i tańcząc. Wspaniale rozgrzali atmosferę przed właściwymi emocjami :)

14:00 - strzał. Po kilku sekundach słychać gwar, zza rogu wybiega tłum ludzi, a za nimi byki. Najprawdziwsze, rozwścieczone byki. 




Szybko zagonili je do zagrody, po czym wypuszczali na plac po jednym, co raz to bardziej rozwścieczonym. A mężczyźni, próbując zdobyć uznanie kobiet, starali się złapać byka za rogi, ewentualnie ogon. 


Półgodzinne show skończyło się bez ofiar, ani w ludziach, ani w zwierzętach. Miasto momentalnie ucichło, co bardzo nas zaskoczyło. Okazało się, że Hiszpanie mają także siesty w fiesty. Dlatego po kolejnej przechadzce i my zdrzemnęliśmy się na wzgórzu w małym lasku. Obudziła nas głośna muzyka.



W mieście rozpoczęła się fiesta. Orkiestry maszerujące przez miasteczko, ludzie tańczący na ulicach, kolorowe stragany, pikniki, istne SZALEŃSTWO! Wielka radość, wielkie święto i wielka zabawa potrwa do rana.


A może nawet nikt nie pójdzie spać? Do pracy prawie nikt nie musi tu przez tydzień wstawać, a w niedzielę już koniec. I znowu będą musieli czekać na to cały rok.

"Zamykamy 31 sierpnia do zakończenia fiesty. Przepraszamy za utrudnienia. Dziękujemy."

Z byczymi pozdrowieniami,
N.


1 komentarz :