"No co Ty, po co jedziesz do Saragossy?"

Bo w Saragossie jest pięknie! Jest bardzo "hiszpańsko", urokliwie i czas nie pędzi jak w Madrycie. Są życzliwi ludzie, klimatyczne miejsca i bardzo silny wiatr. Ale i on ma swój urok.

Na majówkę do Saragossy pojechaliśmy tak naprawdę w odwiedziny, a cała zabawa miała zawierać się w podróży autostopem. I faktycznie - niezły mieliśmy ubaw, gdy pierwsza pani która się zatrzymała, powiedziała, że stąd do Saragossy nikt nas nie weźmie i musimy stanąć po drugiej stronie miasta. Okej, przejechaliśmy rowerami przez miasto i stanęliśmy na poboczu (już) czteropasmowej autostrady i tak czekaliśmy, aż cokolwiek pojedzie. Zapamiętajcie sobie raz na zawsze - dzień wolny od pracy to fatalny czas na łapanie stopa! W każdym razie nie czekaliśmy jakoś długo (pół godziny?) i zatrzymała się miła pani, która zawiozła nas... 20km dalej. "Lepszy rydz niż nic" - pomyśleliśmy i zadowoleni stanęliśmy na finalnej, głównej drodze do Saragossy. No na bardziej głównej się już nie dało. 


Miało pójść łatwiej, ale niestety - kolejne auto zatrzymało się po 1,5 h. Co więcej, pan nie jechał do Saragossy, ale zaoferował podwózkę do Segorbe, czyli o kolejne 38 kilometrów. Wsiedliśmy więc do srebrnego mini vana, tu z sianem, tam z gnojem i pojechaliśmy. Stacja benzynowa, na której kierowca miał nas wysadzić nie była jednak na autostradzie (a miała być!), ale w mieście. A raczej miasteczku. Była godzina 18, do Saragossy zostało nam 300km. Poddaliśmy się, zadzwoniliśmy po blablacara i poszliśmy do centrum. Swoją drogą, nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek wyląduję w Segorbe :)

No niby mogłam wrzucić widoczek, ale pominąć taką wystawę sklepową to byłby grzech!

Do Saragossy dotarliśmy przed północą, cało i zdrowo. Piątek upłynął nam więc na zwiedzaniu. Katedra El Pilar jest chyba najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widziałam. W środku, w ołtarzu głównym znajduje się Matka Boska... No właśnie, "filarowa"? Może "na filarze", albo "z filaru"? Dobra, zostańmy przy hiszpańskiej nazwie "Virgen del Pilar" iw róćmy do piękna- całe stare miasto ma swój niepowtarzalny klimat. Jest trochę jak w Madrycie, tylko spokojniej i mniej "światowo". Są klimatyczne knajpki, tapas bary, małe uliczki i stylowe kamienice. Jest pięknie!

Nie mogę się zdecydować - piękniej nocą czy w ciągu dnia?
 
Jest i turystyczna fota z wycieczki.
Wieża bardziej krzywa niż w Pizie!
 
 

Ponieważ nie byłam jeszcze w Andaluzji i nie zwiedzałam Alhabmry w Granadzie, ani Alcazaru w Sevilli, bardzo spodobał mi się popołudniowy punkt programu - Aljaferia (średniowieczny zamek muzłumański). Mały, ale wrażenie robi. Jeśli będziecie kiedyś w Saragossie, polecam odwiedzić.

Paloma i mistrz 2 planu :)

No i na koniec zdjęcie całej ekipy - nie nudziliśmy się ani minuty! :) W piątek nie zdążyliśmy zobaczyć w Saragossie wszystkiego co "powinniśmy" (np. EXPO), więc myślałam, że zwiedzimy to na spokojnie w sobotę. A tu Hiszpanie zrobili nam niespodziankę i zabrali na wycieczkę "za miasto". Ale o tym w kolejnym poście :)



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz