Palma jak z obrazka II Majorka, dzień 3

Rozpoczęłyśmy weekend w Palmie i w Palmie go kończymy. Wśród klimatycznych uliczek spacerujemy spokojnie, a czas jak gdyby płynie wolniej, wolniej i wolniej. Na pożegnanie, zza chmur wynurza się zachodzące słońce. Jem przepyszny frittę mallorquin, a na deser - kasztany. Jest pięknie, ale powoli zaczynam tęsknić. Do Walencji rzecz jasna, do mojej Walencji.



Palmą zachwyciłyśmy się już w niedzielę rano. Nic dziwnego: rażące słońce oświetlające monumentalną katedrę, idealnie niebieskie niebo, temperatura około 30'C i lazurowe morze w oddali. Wtorek nie był pogodowo aż tak łaskawy, ale zachmurzona stolica Majorki była przez to bardziej tajemnicza.

Katedrę La Seu zobaczyłyśmy po raz pierwszy w sobotni wieczór. Monumentalna, choć gdzieś tam w oddali, pięknie oświetlona, już wtedy wywarła na mnie piorunujące wrażenie. W niedzielny poranek w blasku słońca, a we wtorek owiana tajemnicą przez zachmurzone niebo - już z bliska. 


Palma to ponad 400 tysięczne miasto. Chodząc po starym mieście miałam jednak wrażenie, że spaceruję po małym miasteczku. Spokojny spacer po wszystkich najważniejszych miejscach zajął nam mniej niż godzinę.



Spacerując jedną z uliczek trafiłyśmy do muzeum Salvadora Dali, z kolekcją ponad 220 oryginalnych grafik artysty. Miejsce magiczne, które wywarło na nas tak wielkie wrażenie, że spędziłyśmy tam (same!) ponad dwie godziny. Dla nas obu była to prawdziwa uczta dla duszy!



Jak najlepiej zakończyć wyjazd? Pysznym jedzeniem! Rekomendacje mieszkańców Palmy zaprowadziły nas do Baru Dia, gdzie zjadłyśmy najwspanialszy posiłek na Majorce. Ja skusiłam się na frittę mallorquin (zapiekanka z wątróbki z ziemniakami i zielonymi warzywami), a Natalia na zapiekankę warzywną. Chciałabym opisać Wam smak tego cuda, ale tak jak wtedy odebrało mi mowę, tak teraz łapie niemożność pisania. Pozostają zdjęcia, choć chyba niespecjalnie oddają mój zachwyt.


W drodze do domu jeszcze raz odwiedziłyśmy panów sprzedających kasztany, żeby zabrać trochę smaków Palmy do Walencji.  Skoro dochodzimy do zakończenia zakończeń, pożegnań z Majorką i podsumowania, nie pozostaje mi nic innego jak znów zacytować Chopina:
Jestem w Palmie między palmami, cedrami, kaktusami, oliwkami, pomarańczami, cytrynami, aloesami, figami, granatami itd. (...) Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie. W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą, i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach. Balkony ogromne z winogronami nad głową; mauretańskie mury. Wszystko ku Afryce, tak jak i miasto, patrzy. Słowem, przecudne życie. (...) A, Moje Życie, żyję trochę więcej... Jestem blisko tego, co najpiękniejsze.

A mój zachwyt jeszcze większy!
 




---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz